Przejdź do treści

Bloki - Dworcowa

„Mój Tata Marian Grus był inżynierem geodetą. Jeździłem z nim na pomiary w Sulejówku. Za zasługi dostał w Sulejówku plac aby mógł wybudować dom – przy samych torach na Dworcowej. [Wówczas 1 maja]. Po roku oddał ten plac, bo stwierdził, że z pensji inżyniera – mając niepracującą żonę i troje dzieci,  nie ma szans aby wybudować dom”.

Ryszard Grus

„Ojciec pracował w Centralnym Biurze Studiów i Projektów na Wileńskiej. Pracownicy tego biura dostali zgodę, że jeśli znajdą plac to CBSiP wybuduje  im blok. Na początku miał być jeden. Ojciec jeździł pociągiem szukając odpowiedniego placu, bo nie miał samochodu. Znalazł przy samej stacji plac, ale była tam sadzawka. Stwierdził, że to się da osuszyć. Ściągnął ekipę i tak się zaczęło. Wybudowali pierwszy blok [na Dworcowej 91] W tym domu było 6 mieszkań. Później drugi blok powstał. Nas nazywali blokarze. Teraz to mówią na to pekiny. Było fajnie. Mieszkali tam sami pracownicy tego Centralnego Biura Studiów i Projektów”.

Ryszard Grus

„Pierwsze mieszkanie dostał tata, bo on zarządzał i chodził koło tego. Wybrał sobie najładniejsze od strony wschodniej na I piętrze. Potem po nim szef Rady Zakładowej – nazywał się Prus. Także śmiesznie to było, bo Prus mieszkał na górze a Grus na górze. Potem powoli zaczęli się sprowadzać sąsiedzi, a potem zaczęli budować drugi blok. Długie lata bloki nie były otynkowane. Na początku blokami zajmował się CBS a potem zlecił to Urzędowi Miasta w Sulejówku”.

Ryszard Grus

„Wcześniej rodzice wynajmowali mieszkanie u państwa Wunderlich w Wesołej, gdzie nie było wody, nie było łazienki, więc rodzice byli tu [w Sulejówku] szczęśliwi. Miałem wtedy 5 lat. Był to rok 1956. W Wesołej mieliśmy do stacji daleko, a tu blisko. Wtedy jeździły pociągi parowe. Naprzeciwko naszych bloków emerytowany kolejarz pan Pieczkiewicz miał pole i tam po prostu żyto rosło”.

Ryszard Grus

„Były tam cztery mieszkania o powierzchni 51 m kw. I dwa mniejsze po 38 metrów. Mieszkało się na początku fatalnie, bo były piece kaflowe i praktycznie nie można było w nich palić, bo tak się dymiło. Pamiętam jako dzieciak, że przyjeżdżali różni zdunowie te piece przestawiać. W dużym pokoju był taki piec kaflowy a w małym pokoju był taki z żelazną ramą a w środku kafle. W kuchni była kuchnia węglowa z wężownicą do ciepłej wody do bojlera. Jak była ostra zima, to lód na oknach był taki, że mogliśmy go skrobać. Okna były fatalne, jeśli chodzi o samo wykonanie”.

Ryszard Grus

„Przez długi czas było sucho, ale po jakimś czasie Zalew Zegrzyński powstał – poziom wód gruntowych tak się podniósł, że zalało nam piwnice. No i wszyscy z pretensjami do ojca, że gdzie on ten plac załatwił. Ojciec się starał, żeby wypompowywać tę wodę. Jeżeli chodzi o sprzątanie to lokatorzy sami to robili, ale resztą jakoś urząd się zajął. Później otynkowali, jakieś remonty robili, ale najgorsza to była ta woda w piwnicy. Do tego stopnia, że jeden z lokatorów wpuścił tam ryby! Co prawda nic nie złowiliśmy nigdy, ale tak to wyglądało”.

Ryszard Grus