Przejdź do treści

wojna

„1939 r. Pamiętam samoloty latające górą, potem wkroczenie ich. Pamiętam wejście jakichś dwóch. Oficer chyba niemiecki i jakiś drugi, po polsku mówił. Kto to był, to nie wiem. Weszli, chodzili po pokojach w tej willi głównej naszej. I potem zobaczyli, że w salonie, na ścianie wiszą dwa flowery [floberty]. Jeden zdjął od razu, miał jakieś naboje, próbował… nie! Drugi wziął.. nie pasuje nic. Rzucił to, poszli. Ale później ojciec mówi, nie będziemy się narażać. I trzeba było do gminy zdaje się zdać te dwa flowery [floberty]. [A] aparat radiowy, zresztą bardzo ładny, [który] ojciec [jako] pracujący w radio miał, [nie oddał]”.

Tadeusz L. Gawłowski

„Jak weszli najpierw Niemcy a potem Rosjanie, to nas wyrzucili. W ciągu nocy kilka furmanek ojciec gdzieś tutaj najął, ładowano rzeczy, przewożono na drugą stronę torów. To była ulica Słoneczna (…) Tam stał taki podłużny budynek, jakby z trzech elementów, państwa Piątkowskich i tam dostaliśmy możliwość zamieszkania. (…) Obok była willa Państwa Godlewskich, murowana na czerwono z cegły”.

Tadeusz L. Gawłowski

„Jak Rosjanie przyszli od wschodu, to jeszcze trwało Powstanie. Pamiętam jak dzisiaj, ponieważ ojciec znał rosyjski, więc bardzo łatwo nawiązywał kontakty. Taki szef sztabu, oddziału, który tutaj gdzieś w okolicy Sulejówka się zatrzymał, przyszedł do rodziców. Usiadł, jakaś kawka i rozmawiali. Ja jako chłopiec nastoletni nadstawiałem ucho. (…) Nie zapomnę jak ojciec powiedział do niego: „Proszę pana, przecież Warszawa walczy, Warszawa się krwawi. Dlaczego wy stoicie u brzegu Wisły? I nie idziecie, żeby pomóc powstańcom polskim?” Odpowiedź była jedna: niet prikaza Stalina! Nie ma rozkazu Stalina”.

Tadeusz L. Gawłowski

Powiązane tematy: