Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Dom rodziny Buskich
ul. Słowackiego 42
„Urodziłem się w 1951 roku w Miłośnie Cechówce. Urodziłem się w budynku, który istnieje do tej pory, w którym znajduje się szkoła integracyjna. Kiedyś było przedszkole, a wcześniej, przed przedszkolem, na dole była spółdzielnia skórzana, robiono tam buty”.
Adam Buski
„Moi rodzice mieszkali na piętrze. (…) Pamiętam tak z opowiadań, że mieszkała duża rodzina, nazywali się Radziworscy. Tam była w sumie taka sielankowa atmosfera”.
Adam Buski
„Jak miałem cztery lata moi rodzice się przeprowadzili na posesję na ulicę Słowackiego w Miłośnie Cechówce. (…) Ten dom, który pobudowali dziadkowie w latach 30. (…) na działce kupionej w 1929 roku, stoi”.
Adam Buski
„Dziadkowie [Helena i Romuald Górscy] mieszkali w Warszawie (…). Była to dzielnica Szmulki, Kawęczyńska i Cyrkownia. Dziadek był kolejarzem (…)”.
Adam Buski
„Do czasów okupacji dziadkowie mieszkali tutaj właśnie na ulicy Słowackiego 8 (…). Później to się zmieniło na Słowackiego 36, aktualnie jest to adres Słowackiego 42 przy skrzyżowaniu z ulicą Łukasińskiego”.
Adam Buski
„Dom drewniany z tym, że w latach 60 rodzice postanowili go obmurować i ocieplić, bo zimno, bo to były tylko dwie ściany drewniane, wypełnione kolkami sosnowymi, które były zbierane w okolicznych lasach(…). Nie było to robione z bali tylko była to tak zwana szalówka i ocieplenie z tych kolek, że tak się wyrażę”.
Adam Buski
„Dziadkowie czy po okupacji czy… w każdym bądź razie przenieśli się do Warszawy. To był czas, że wynajmował czy tam znalazł się lokator, który korzystał z tego domu, a my mieszkaliśmy tak jak mówiłem na dawnej ulicy 1 maja”.
Adam Buski
„Rodzice [Wacław i Irena z d. Sulejewska] przenieśli się, jakby zamienili, że ci Miszczakowie wrócili na miejsce nasze, a my poszliśmy tam, czego mama bardzo sobie żałowała, bo tam to było odludzie można powiedzieć. (…) Stamtąd żeśmy jak to się mówi, wyszli w świat. Siostra, brat, ja chodziliśmy do szkoły w Cechówce. Brat jest z rocznika 1941, siostra z rocznika 1944”.
Adam Buski
„Ojciec pracował na kolei, mama przy mężu, jak to się wtedy określało, chociaż zajmowała się handlem takim nie obwoźnym, ale na bazarze, jakby dzisiaj spotkał ludzi, są jeszcze niektórzy ludzie, którzy mnie rozpoznają, bo ja byłem tak zwanym wychowankiem bazarów. Od pięciu lat nieraz tam to wiem, że kiedyś uciekłem przez takie małe okienko do matki na bazar, bo mnie zostawili w domu, a ja przez okienko wyskoczyłem i do matki. Matka zdziwiona skąd ja się na tym bazarze wziąłem. Było wiele krzyku na ten temat, że ja tak nie powinienem zrobić, ale zrobiłem, bo chciałem do matki”.
Adam Buski
„Pierwszy bazar to był przy ulicy Bema, przy ulicy Armii Krajowej, dawnej ulicy Świerczewskiego i tam był taki placyk i w momencie jakiejś tam reorganizacji, nie wiem czy to ludzie po prostu znaleźli, się właściciele tego, tej fili, są tam działki, tak zwana ta słynna malinka pobudowana w latach tam może 60”.
Adam Buski
„Mama jeździła za towarem, a to do Milanówka, a to do Grodziska Mazowieckiego, do Skierniewic, do Mińska Mazowieckiego. Owoce, koszyki jakieś tam się targało”.
Adam Buski
„Jak ojciec pojechał w trasę jako maszynista, to musiał odpocząć ileś godzin i dopiero później mógł wrócić. Jak wrócił no to wiadomo, że szedł spać, bo za chwilę wiedział, że na noc czy na rano jutro idzie do pracy. Siostra i brat byli już w takim wieku, że brat to już pracował, a siostra chodziła do szkoły średniej, (…) no to ja wyjeżdżałam po mamę na dworzec, żeby zabrać te bagaże, te paczki, żeby pomóc i tyle. Naprzeciwko bazaru jeszcze istnieje taki dom, w którym mama wynajmowała takie pomieszczenie, piwnicę ziemną i tam ewentualnie zostawiała, te swoje produkty. Łatwo było szybko na bazar wystawić i tego, no zawsze towar najlepszej jakości mieliśmy”.
Adam Buski
„Szkoła była zmianowa. Jak w tych pierwszych latach siostra wracała ze szkoły, a już chodziła do Warszawy do liceum pedagogicznego, to łapała mnie po drodze gdzieś jak już była szarówa taka i do domu naganiała”.
Adam Buski
„Jak przychodziły jeszcze zimy śnieżne i mroźne to trzeba było się przekopywać przez zaspy, które niekiedy były takie, że byliśmy po pas zmoczeni w śniegu, bo żeśmy się przewracali i tak dalej, ale generalnie takie były czasy, szkoła była taka jaka była. Toalety były na zewnątrz, wodę w wiadrze była, pan woźny nota bene kuzyn mojej mamy, palił w piecach rano o godzinie tam 4 czy 5. Przychodziło się to czuć było ten dym, ten czad i żyło się. Były dni, że panie nauczycielki za zarządzeniem tam kierownika szkoły kazały dzieciom zakładać palta i w paltach siedzieliśmy w szkole, bo na przykład pamiętam taką zimę, nie wiem czy to był ’62 rok może’ 63, kiedy do szkoły nie chodziliśmy, a mróz był w granicach 32 stopni”.
Adam Buski
„Nie było sali gimnastycznej, na korytarzach się ćwiczyło, podłoga była stale, to oni to nazywali, że pyłochód, taki czarny, szczególnie po weekendzie jak nasmarowali te podłogi drewniane, to człowiek przychodził do domu, raz, że śmierdzący bo to śmierdziało, bo to tak myśmy to nazywali środek bakteriobójczy czy coś, w każdym bądź razie, jakby terpentyna, i plus ten kurz taki czarny, bo to deski były na czarno i tyle, nie było żadnych ani pomocy naukowych”.
Adam Buski
„Ponieważ chodziliśmy na zmiany, najstarsi chodzili na pierwszą zmianę, później druga, trzecia i nieraz tak było, że się przed tą szkołą czekało, no bo szatnie były zajęte, nie było można wejść do szkoły, albo jak nie to gdzieś tam na korytarzu”.
Adam Buski
„Pan Duszczyk, (…) jak była ślizgawka i śnieg był (…), to od furtki, która istnieje, [uczniowie] zjeżdżali [chociaż] był już dzwonek na lekcje, a oni dalej jeździli. [To] on sobie wyszedł, tak ręce sobie z tyłu założył, a tam był normalnie taki kabel elektryczny, gumowy i stoi. I jak tu przejść jak on stoi w drzwiach? Odważyli się i przemykali, kogo sięgną to sięgną, ale nikt nie poszedł na skargę, że dostał kablem od Duszczyka, po prostu to była normalność”.
Adam Buski
„Jeszcze na ulicy tu nie było żadnych latarni. Gdzieś tam któraś świeciła, ale tak żeby na każdym słupie była latarnia to absolutnie nie. Zresztą to były te takie latarnie kloszowe, gdzie żarówkę się wkręcało i tam bardzo często się z procy strzelało do tych żarówek albo do tych latarni, to taki talerz był – czy trafi, czy nie trafi, ale takie życie”.
Adam Buski
„Za Uszyńskim była owocarnia czyli mydło, powidło: ciastka z kremem, były wina i itd, ale to się nazywało owocarnia. (…) Za owocarnią były lody pani Baliszewskiej. To był ciąg taki prawda, za lodami, tam gdzie teraz jest piekarnia i ten mops tam z tyłu jest. To był dom drewniany zrobiony na zręby”.
Adam Buski
„Po drugiej stronie kiedyś na dworcu w Miłośnie był taki kiosk okrągły kolejowy. Słodycze tam były. Jak ludzie sobie tam jechali, oranżadę chcieli kupić czy coś no to tam było. Później ten kiosk przenieśli w rejon tutaj jak się wjeżdża na parking kolejowy”.
Adam Buski
„Sklep był na rogu ulicy co idzie od kościoła u pani Marczykowej. To był sklep taki spożywczy.(…) Podstawowe artykuły wszystkie były. I słynny sklep na sejmowej. Tam mieszkałem blisko. (…) Mleko było nalewane takim nalewakiem. Kolejka już o godzinie 6:00 to potrafiło stać 10 osób po mleko, bo ludzie żyli na mleku, kupowali po 3 litry mleka czy tam, ile, banki mieli te takie tylko i dopiero ewentualnie robił zakupy. Pierwsze zakupy to było mleko, nikt tam do sklepu nie wchodził tylko żeby kupić mleko, żeby starczyło tego mleka. (…) Później był sklep na rogu ulicy aktualnie Hallera (d. Narutowicza). To był [sklep] pani Grzybowskiej. Też w domu prywatnym. Tam dzieciaki przez Kacprzyka pole przelatywały po rogala, po bułkę. Oczywiście [potem] zawsze się spóźniały [do szkoły], bo to przerwa krótka. (…) Pani Burkowa miała piekarnię na ulicy Chopina, gdzie chodziło się też po pieczywo. Z ręki się kupowało, ale ona jeszcze dostarczała do sklepu, później to sprzedała i się pobudowała na niecałym rogu ulicy Świętochowskiego. (…) Takie typowe spożywczaki to u pani Bramowej tutaj na 15 sierpnia, u Zalewskich był też taki sklep, ale prywatny. (…) Bardzo ważny obiekt był na ulicy 3 Maja, róg ulicy Głowackiego, gdzie drewniany dom stoi i jeszcze tam lokatorzy mieszkają. W tym domu była tak zwana nafciarnia. (…) Pan Malesa prowadził [go] na początku, później pan Trynko. (…) Tam się kupowało naftę do lamp, bo w domu musiała być zawsze nafta, nie było mowy żeby nie było w domu nafty, żeby lampa nie miała oczyszczonego klosza i żeby nie było nafty. To jak tylko się kończyła to idź po naftę, kup naftę i tak dalej, bo musi być nafta w domu”.
Adam Buski
„Była „Jutrzenka” słynna ta kawiarenka przy 15 sierpnia i przy dworcowej. Tam jest pawilon, bo „Jutrzenka” została zburzona. Do niej się wchodziło po schodkach tak jakby, a teraz jest pawilon parterowy”.
Adam Buski
„Pinokio to była ta spółdzielnia tworzyw sztucznych. Na Okuniewskiej tam, gdzie jest Netto z tym, że to były hangary takie wojskowe, które wojsko postawiło, takie drewniane, które wojsko postawiło jak budowało tą jednostkę wojskową w latach 50. (…) Robili [tam] okładki do zeszytów, jakieś tam saszetki. Dużo różnych było prac chałupniczych. Girlandy też robili do choinek, które później ludzie z maszyny powykupywali i sami robili w domach albo tam podglądali, jak trzeba zrobić maszynę i sami pletli. Te girlandy były chodliwe bardzo”.
Adam Buski
„Byłem nawet prezesem klubu „Victoria”. Tu nawet w tym budynku był czas, że ponieważ nie było siedziby gdzieś tam, to tutaj w tym pokoiku mieliśmy taki magazynek sprzętu sportowego swojego, sekcji piłkarskiej. (…) Jak zacząłem interesować się klubem sportowym to była afera, bo to było bardzo wczesne dzieciństwo i zniknąłem rodzicom z oczu. Szukali, biegali po całej Miłośnie, a ja poszedłem na mecz tam, gdzie szkoła jest szkoła nr 4. Tam był duży plac i tam oni sobie boisko zrobili”.
Adam Buski
„W 1965 roku skończyłem szkołę podstawową i od razu poszedłem do szkoły takiej dla pracujących. Trzy dni pracowałem, bo jeszcze wtedy w sobotę się pracowało i trzy dni chodziłem do szkoły tu na Grochowie, bo to było popularne. Wszystkie fabryki metalowe miały szkoły przyzakładowe”.
Adam Buski
„Szło się później za pieniędzmi. (…) Na kolej poszedłem popracować. Tam od razu dostałem na tamten czas 500 złotych więcej praktycznie. (…) W tym samym zawodzie pracowałem, bo skończyłem szkołą metalową tak zwaną, jako obróbka skrawania. (…) W sumie to przepracowałem dla ZUS-u – udokumentowane mam 50 lat pracy i więcej”.
Adam Buski