Październik 2021
Po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości w roku 1918 Sulejówek staje się modną podwarszawską miejscowością. Zapewne takie nazwiska jak Piłsudski, Moraczewski, Rataj, Grabski przyciągają zamożnych mieszkańców Warszawy. Pojawiają się willowe rezydencje – zajmowane w czasie II wojny światowej przez Niemców, a w latach powojennych ochoczo przejmowane przez skarb Państwa, które zarządza w nich tak zwany kwaterunek wobec braków mieszkań po wojennej zawierusze.
Lata 50. i 60. obfitują w budowę licznych domów typu „kostka” na małych placach. W stosunkowo krótkim czasie Sulejówek staje się mieszaniną architektoniczną, w której dominują domy jednorodzinne budowane w różnych stylach. Zaczynają pojawiać się też niskie czteropiętrowe bloki – jak te na ulicy Idzikowskiego, na Pl. Czarnieckiego czy współcześnie na ul. Wodociągowej.
W połowie lat 50. na ulicy 1 maja [obecnie Dworcowej 91/93] wyrastają dwa przedziwnej urody kameralne bloki…
Do Sulejówka przybywa młody geodeta pan Marian Grus, absolwent Politechniki Warszawskiej – pracownik Centralnego Biura Studiów i Projektów (CBSiP) na Wileńskiej w Warszawie. Mąż Władysławy, ojciec trzech synów. Pracuje na terenie gminy mierząc grunty, parcelując majątki. Jest cenionym pracownikiem i dyrekcja wyznacza mu odpowiedzialne zadanie. Otóż ma znaleźć plac pod budowę małych bloków, w których ma pomieścić się po sześć niedużych mieszkań dla pracowników CBSiP. Budowę sfinansować ma Biuro.
Blisko torów, naprzeciwko pola emerytowanego kolejarza pana Pieczkiewicza młody inżynier znajduje plac, na którym są głębokie sadzawki. Postanawia plac osuszyć i ruszyć z budową. Powstaje pierwszy blok. Pan Marian dostaje w nim małe mieszkanie na I piętrze od strony wschodniej. Wkrótce zapada decyzja o budowie kolejnego bloku. Budynki długo pozostają nieotynkowane, piętrzą się problemy – piece kaflowe są zbudowane nierzetelnie, do piwnic wlewa się woda, szambo co i raz pokazuje swoje wątpliwie pachnące oblicze, stolarka okienna niedbale wykonana przepuszcza zimno i mróz. W piwnicy jest tyle wody, że ktoś wpada na pomysł, aby wpuścić tam ryby. Przybywają kolejni fachowcy. Wkrótce Biuro się poddaje i zarządzanie budynkami przejmuje Urząd Miasta.
A życie toczy się dalej. Panie [najczęściej niepracujące] spotykają się za domem na „babskie pogaduchy”, panowie pracują, budują garaże dla swoich samochodów, dzieci chodzą do szkół… baraku, starej szkoły, potem liceum na Paderewskiego [dawniej Dzierżyńskiego]. Bawią się na podwórku, zawierają przyjaźnie. Ktoś słucha Wolnej Europy.
A bloki? Nadal istnieją. Ich wygląd jest nieco podreperowany, w oknach są białe firanki… tylko nie ma już dawnych mieszkańców. I pola z żytem pana Pieczkiewicza naprzeciwko…