Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
„Skierowano mnie do przedszkola, tego starego. Wówczas była dyrektorką pani Sabina Raczyńska, bardzo wymagająca dyrektor. Miałam trudności z dostaniem mieszkania, bo przecież w 1955 r. Sulejówek to była osada, domy murowane przeplatane z drewnianymi. Nie było tam dla mnie pokoju. Musiałam mieszkać w kancelarii u pani dyrektor. Spałam na leżaku dziecinnym z walizką pod regałem. Jak pani dyrektor przychodziła do pracy to trzeba było wstawać czy się chciało czy się nie chciało. Czy się szło na dwunastą do pracy czy na rano. Dobrze, że włosy obcięłam, bo warunków tam nie miałam. To było przedszkole”.
Krystyna Rokicka
„Takim bardzo istotnym wydarzeniem był ten dzień majowy 45 r. kiedy te dzieciaki i trochę mieszkańców zebrani byliśmy na takiej polance przy Willi Jutrzenka to jest obecnie budynek poczty w Sulejówku. Tam były jakieś mowy, jakieś śpiewy i wieść, że wojna się zakończyła. Właśnie do Willi Jutrzenka chodziłam do drugiej klasy”.
Anna Cwalinowa
„Dostosowano to przedszkole do naszych potrzeb. Były dwie grupy i mały plac zabaw. Wykorzystywaliśmy las, gdzie chodziliśmy z dziećmi. To była skarbnica wiedzy. Teraz to są lasy zniszczone. Jak myśmy tam chodzili z dziećmi to można było realizować wszystkie działy programu”.
Krystyna Rokicka
„Nas było mało, ale zespół był zgrany. Ciężko było przede wszystkim pracownikom technicznym, bo trzeba było palić w piecu. Tu w dworku było to samo na początku. Przepracowałam tam ze dwa lata”.
Krystyna Rokicka
„Poczta była w starym budynku. Pamiętam zapach tej poczty. Wówczas pracowały tam panie w czarnych, błyszczących fartuszkach z białymi kołnierzykami. W latach 70. nie było nie było komputerów ani kalkulatorów. Do liczenia służyły wielkie liczydła z dużymi kółkami. Panie liczyły na nich bardzo szybko. Ciach, ciach, ciach „Proszę bardzo. Należy się 125,50”.
Aneta Sapilak
„Był problem z telefonami w Sulejówku. Na poczcie była budka. Zamawiało się rozmowę. Podchodziło się do okienka i mówiło „Proszę o połączenie mnie z Warszawą numer taki i taki czy z Lublinem numer taki i taki.” Pani wówczas próbowała inicjować połączenie. Miała taką małą centralkę. Wkładała kabelek w otwór i zapraszała do kabiny. Oczywiście nie mieliśmy w domu telefonu. Moja mama chyba dwadzieścia parę lat usiłowała zdobyć, ale za każdym razem dostawaliśmy identyczne pismo: „Niestety nie ma warunków technicznych, żeby założyć u Państwa telefon.” Dopiero w 1989 r”.
Aneta Sapilak
„W Sulejówku mieliśmy starą centralę, która była bardzo archaiczna. Miałam już telefon w domu [to był rok 1989], ale żeby się połączyć musiałam podnieść słuchawkę, słyszałam takie: bzz, bzz. Oznaczało to, że jest łączność z centralą, tylko pani obsługująca musi zobaczyć światełko pulsujące, że ja się z tego numeru dobijam. Wówczas się odzywała: „Słucham?”. Ja: „Poproszę linię do Warszawy”. Pani wciskała guziczek i była linia. Dopiero w 1991 r. zbudowano taką centralę, że już można było się normalnie łączyć”.
Aneta Sapilak