Przejdź do treści
Dom rodzinny

Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska

„Przeprowadziliśmy się do takiego domu, który jeszcze istnieje. Dom Littoria się nazywał. Z ogromnym stawem, z ogromnym ogrodem. To był taki zaczarowany ogród. Piękne czasy. To był chyba taki czas, kiedy zaraz po wojnie do większych domów do pomieszczeń, które jeszcze zostały rugowano innych ludzi, którzy nie mieli własnego lokum. Takie były czasy, a ponieważ mój dziadek jeszcze brał udział przy budowie tego domu, a ludzie wokół byli ze sobą bardzo zaprzyjaźnieni, to pomagali nawzajem. Zresztą mama pamięta, że tam chowali się w czasie wojny w piwnicy w tym domu. Tam nawet na ścianie jednej są jeszcze ślady po kulach. Wtedy właśnie gospodarz, właściciel tego domu, który musiał zaludniać ten swój własny dom, chciał swoich znajomych. Tym sposobem moi rodzice tam się znaleźli. Było tam strasznie dużo ludzi. Ale się mieszkało. Nikt się nie kłócił. Wszyscy byli do siebie przyjaźnie nastawieni jak pamiętam i nie przesadzam. Pamiętam właśnie to było takie biedne, dziwne, ale fajne czasy”

Hanna Drzewiecka

„Gospodarze państwo Puczniewscy byli właścicielami Littorii. Żona była Rosjanką, damą rosyjską damą. A pan Puczniewski, nie wiem jak on znalazł w tej Rosji. On był inżynierem kolejowym. Pracował na kolei. On tak trochę zaciągał. Nie wiem w jakich okolicznościach on się tam znalazł. Ale żyliśmy tak fajnie. Nie do tego stopnia, żeby sobie tam kawki w domach urządzać, ale tak fajnie”.

Hanna Drzewiecka

„Na dole mieszkali państwo Puczniewscy, właściciele. To było podzielone, bo w zasadzie ten dom był przeznaczony dla jednej rodziny, czyli parter i pierwsze piętro z podwójnym wejściem. Jedno wejście było dla służby nie powiem, bo to brzydko brzmi w tej chwili, ale dla osób, które tam pomagały. Na pierwszym piętrze syn z rodziną właścicieli mieszkał. A na górze były jeszcze wyżej takie strychowe dwa mieszkania, ale to taki mały pokoik z kuchnią, łazienką, i to było chyba dla tych osób, które tam pracowały kiedy”.

Hanna Drzewiecka

„Wtedy oczami dziecka to wszystko było dla mnie piękne. W ogóle podwórko było większe, kiedy ja tam mieszkałam, bo nie było tej drogi, tej ulicy. Jak ona się nazywała? Dworcowa. I ona zabrała nam podwórko, dzieciakom. Mieliśmy tam piaskownicę. Kolega, który na dole mieszkał, niestety nie żyje, trenował nas, dwie dziewczyny. Natomiast chłopaków chyba sześciu, bo przychodzili sąsiedzi więc musieliśmy na podwórku skakać w wyż, w dal w piłkę w nogę. Ja nawet mam zdjęcie spod choinki, gdzie jestem jedyną dziewczynka w spodenkach, bo się nie chciałam za Chiny ubrać w sukienkę. Ja tylko z chłopakami się bawiłam. Także…. Co jeszcze o tym domu…? No mówię to podwórko było większe. Ta odległość naszego podwórka do torów to była też fajna bo była łąka. Piękne kwiaty, znaczy kwiaty takie, które na łące rosną. Tam po łące też żeśmy biegali”.

Hanna Drzewiecka

Zobacz pełne relacje


Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka.  Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!

Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
wnuczka Erazma Puczniewskiego
Hanna Drzewiecka