zawody
Bogdan Kreczmer z Kasią Żerańską
Franciszka Żerańska
Bogdan Kreczmer z Kasią Żerańską
Franciszka Żerańska
Franciszka Żerańska
„Bogdan Kreczmer był ornitologiem. Badał i śledził drogi odlotów i przylotów ptaków. I bardzo taki też muzykalny, uzdolniony”.
Franciszka Żerańska
„Był muzykiem. Tutaj uczył różnych bęcwałów tej muzyki, ale mnie nie. Komponował. Przede wszystkim był znakomitym ornitologiem. Miał piękny zbiór motyli, chodził tu z siatką po okolicy. Tu były łąki leśne. Łąki przy kolei. Bardzo bogate życie tam było. Mnóstwo gatunków życia, owadów. On to zbierał. Robił gabloty. Bardzo tak fachowo, bo się na tym naprawdę znał. I robił to we współpracy z Polską Akademią Nauk. Dostawał stamtąd specjalne szpilki do tych motyli. Poza tym miał bardzo piękny zbiór motyli egzotycznych”.
Andrzej Sawelski
„Mieszkali tutaj od [19]47 r. chyba czy [194]8 r. czyli praktycznie od zawarcia ślubu. Wkrótce urodził się mój najstarszy brat, potem ja w [19]50 r., a [następnie] kolejni moi młodsi bracia. (…) Mój tata pracował w Ministerstwie Odbudowy, był nawet (…) w komitecie odbudowy gmachu Ministerstwa Rolnictwa. Wtedy to się nazywało Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. [Natomiast] mama zajmowała się domem. Pod koniec lat 60. [XX w.] zaczęła pracować, bo tata był już ciężko chory i nie mógł pracować, był na rencie, [a] czterech synów trzeba było utrzymać. [Mama] pracowała w jakiejś spółdzielni archiwistycznej”.
Adam Włodzimierz Daszkowski
„Dziadek, chociaż inżynier z wykształcenia i kolejarz, z zamiłowania był ogrodnikiem. Takim ogrodnikiem amatorem to za mało powiedziane. On naprawdę był fachowcem w tym, co robił. W Chrzanowie prowadził dosyć duży ogród z ogrodnikiem. Tutaj jak się sprowadził, to dom budowali robotnicy, a on się zajmował zakładaniem ogrodu. Równocześnie z rusztowaniami na placu pojawiały się inspekty, które dziadek od razu zagospodarowywał, żeby z tego żyć. Inspekty, dwie szklarnie i sad to był dodatkowy jeszcze zarobek w postaci warzyw i owoców”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Dowód tożsamości
Elżbieta Krzak
Bilet okresowy
Elżbieta Krzak
Bilet okresowy
Elżbieta Krzak
Dokument
Elżbieta Krzak
Doktor Zawidzka
Andrzej Sawelski
Doktor Zawidzki
Andrzej Sawelski
Krzysztof Smosarski
Cukiernia
Barbara Pasińska-Kruk
„W starym budynku pradziadka mieszkał pan Kozarewicz. On był szewcem z bardzo liczną rodziną. Był też postawiony budynek, pod którym była olbrzymia piwnica, gdzie babcia i mama składowały produkty, żeby im było chłodno. Nad tym było pomieszczenie składające się z dwóch izb, kuchni i pokoju. Ono było wynajmowane. Tam mieszkała pani Nadolna. Bardzo taka zacna osoba. Miała dwóch synów”.
Marek Pasiński
„Pani Werner. Ona była można powiedzieć taką zasymilowaną Polką. Po polsku mówiła i po niemiecku też. Dzięki temu może pół rodziny przeżyło, kiedy na terenie posesji został zabity bahnschut. Zakład fryzjerski ruszył tuż przed II wojną światową. Jego szefem był pan Zawisza Józef, a obok mieszkała pani Werner. Przez ścianę z tym zakładem. Wyjechała. To był rok 1964. Pokój został przejęty przez pana Zawiszę, który powiększył zakład”.
Marek Pasiński
„Nas było mało, ale zespół był zgrany. Ciężko było przede wszystkim pracownikom technicznym, bo trzeba było palić w piecu. Tu w dworku było to samo na początku. Przepracowałam tam ze dwa lata”.
Krystyna Rokicka
„Poczta była w starym budynku. Pamiętam zapach tej poczty. Wówczas pracowały tam panie w czarnych, błyszczących fartuszkach z białymi kołnierzykami. W latach 70. nie było nie było komputerów ani kalkulatorów. Do liczenia służyły wielkie liczydła z dużymi kółkami. Panie liczyły na nich bardzo szybko. Ciach, ciach, ciach „Proszę bardzo. Należy się 125,50”.
Aneta Sapilak
„Mój ojciec w 1931 r. zdał maturę. Potem pracował w Hufcu Pracy”.
Wojciech Hyb
„Na parterze pamiętam, tu gdzie w tej chwili jest sala, w której się spotkaliśmy, to tam była recepcja. Obok były gabinety. Po prawej stronie od tyłu wchodząc były dwa gabinety. Frontowe wejście – to był chyba pediatryczny, żeby oddzielić małe dzieci od dorosłych. Po lewej stronie przyjmował chyba stomatolog. Na górze na pewno była pani okulista, ginekolog, pokój pielęgniarek i badań laboratoryjnych. Było tam bardzo ciasno. Warunki były naprawdę trudne. Wszystkie pomieszczenia były wykorzystywane”.
Zofia Ratyńska
„Tam okulista, chirurg był. Prześwietlenie rentgenowskie starego typu. Przepierzenie ściankami działowymi z tektury. Prześwietlenie, interniści. To była tzw. przychodnia dla Sulejówka. Pamiętam tylko z tej racji, że musiałem pójść do chirurga, na rentgen. On był na dole, a na piętrze gabinety”.
Jerzy Mizikowski
„Zacznijmy może od lekarzy. Był fantastyczny kardiolog. To była sława na całą Polskę. Doktor Dąbrowski. To był fantastyczny lekarz naprawdę. Przyjechaliśmy tu w 1966 r w maju, a w październiku zachorował mój mąż. Okazało się, ze miał odmę samoistną. Przyszedł pan doktor Dąbrowski. Popatrzył, przyjrzał się. Zbadał męża i mówił, że coś jest z płucami. A tu jest małe dziecko. „Co będzie pani trzymała chorego z niewiadomymi płucami przy dziecku. Położymy go w szpitalu. Niech się tam o niego martwią.””.
Franciszka Żerańska
„On lubił stawiać takie bardzo drastyczne diagnozy, ale one zawsze miały jakiś taki sens. Zawsze bardzo opiekował się tymi swoimi pacjentami”.
Franciszka Żerańska
„To była kadra ustabilizowana. Było małżeństwo: pediatra i laryngolog, który lubił stawiać takie diagnozy straszne”.
Franciszka Żerańska
„Właściwie od początku mojego mieszkania w Sulejówku miałam z nią częsty kontakt. Wiadomo dzieci chorują i często trzeba było tam bywać. Pamiętam swój pierwszy kontakt z taką młodą lekarką, doktor Wilk. Była pediatrą. Ona prowadziła moje córki właściwie przez całe ich dziecinne i później młodzieńcze życie – w materii oczywiście zdrowia”.
Zofia Ratyńska
„Tata, Bogusław Puczniewski był inżynierem. Pracował w biurach i projektował różne przyłącza ewentualnie jakieś duże instalacje np. wodociągi Ustrzykach Dolnych. Mama, Anna Puczniewska z d. Swoboda, była lekarzem internistą. Zanim się urodziłam to dojeżdżała stąd do szpitala na Kasprzaka, a później do szpitala na Lesznie. To była ciężka droga, bo pociągi chodziły tak jak chodziły”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
„Dziadek i ojciec bardzo dbali też, żeby piece były co roku sprawdzane. Zdun był tutaj na całą okolice znany. Do szewca też się chodziło, bo buty wymagały naprawy. Przy stacji był taki punkt szewski. Mówiło się: „idę do szewca” albo „piec jest do naprawy”. Raczej nazwiska nam umykały”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
„Centrala telefoniczna pracowała 24 godziny na dobę. Na trzy zmiany pracowali. Ludzie przychodzili”.
Wojciech Hyb
„Przez jakiś czas mieszkał u nas naczelnik poczty, ale to już bardzo ciężkie czasy. Gdzieś pod lata 50. – z żoną i z dziećmi. Dwa trzy lata wszystkiego. On się nazywał Rostowski. To było uciążliwe”.
Wojciech Hyb
„Potem kontroler pocztowy został naczelnikiem. Był wiceprzewodniczącym Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej ”.
Wojciech Hyb
Dzieciństwo w Sulejówku
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Przechodząc tu była taka furtka, że można było sobie skrócić drogę jak się szło od torów. Akurat wtedy pan dyrektor siedział na ławeczce. Zapytałam się, czy jest miejsce może do pracy biurowej? A on w pierwszym rzędzie zapytał się, czy mam dzieci. Mam córkę. A w jakim wieku? A pani sama wychowuje? Nie, a jest ktoś starszy? Jest babcia? A to proszę przyjść jutro do pracy. Przyjmuję panią”.
Teresa Rejman
„Kelnerki były dwie. Bardzo ładnie ubrane. Taka pani Renata Ufa, która dotychczas żyje”.
Teresa Rejman
„Woźny… malutki, niski, a był postrachem wszystkich dzieciaków, bo na nie pokrzykiwał. Dzieci bardzo się go bały. Jak przywieźli węgiel, to dzieciaki się rzucały. Malowały się zawsze węglem. Krzyczał na nich. On był więcej niż kierownik, bo miał posłuch”.
Barbara Szewczyk
„Nie było żadnych gabinetów stomatologicznych, ale na tym terenie pracował doktor Zygmunt Lipka i pielęgniarka pani Regina Jakubowska. Raz w roku odbywało się ważenie, mierzenie i ogólna ocena stanu zdrowia ucznia. Starano się wychwycić dzieci z rodzin zarażonych gruźlicą. Istniały wtedy predentoria czyli ośrodki jakbyśmy dziś powiedzieli sanatoryjne, które służyły prewencji. Tam wyjeżdżały dzieci z tych rodzin zagrożonych, żeby je tam dobrze odżywić”.
Ewa Duszczyk
„Naszą woźną była pani Dąbrowska, która tutaj mieszkała. Taki herszt. Zawsze czekaliśmy, żeby dzwonek zadzwonił pięć minut wcześniej. Jak była jakaś klasówka prosiliśmy, aby pięć minut wcześniej zadzwoniła”.
Anna Kuczera
„To były bardzo ciepłe osoby, ale jakoś tak nie przygotowane do życia. Wykształcone, ale mało zaradne życiowo. Przyzwyczajone były chyba do służby. Nie radziły sobie z takimi podstawowymi, codziennymi czynnościami. Wykształcenie miały dobre. Nie udzielały się tutaj społecznie. Nie uczestniczyły w życiu społecznym środowiska. Były raczej na uboczu. Stanisława była chyba wykładowcą na KUL- u, a Hanna zajęła się rzeźbą figurek sakralnych. Ten krzyż w kościele na głównym ołtarzu u nas właśnie jest jej rzeźbą. Były skromne, żyły ubogo. To były samotne panie”.
Anna Kuczera
„Hanna miała tam taki piec do wypalania, bo była rzeźbiarką. Na półpiętrze stało popiersie pana Stanisława Grabskiego. Jak ktoś szedł do mnie na górę, to robiło to wrażenie. Pani Stanisława to znowu tkactwo. Była profesorem chyba. Kończyły nauki we Francji”.
Anna Kuczera
„Józef, urodzony w 1895 r., po ukończeniu szkoły oddany został do terminu, gdzie najpierw został czeladnikiem, a potem miał przygotowywać się do egzaminu mistrzowskiego. Syn Jana zmienił jednak zdanie i zatrudnił się jako kowal w parowozowni Warszawa Wschodnia”.
Elżbieta Krzak
„Pochód szedł tu w Miłośnie. Myśmy się spotykali na tych Gliniankach. Musiały iść wszystkie szkoły. Nie było sztandarów wtedy, tak jak teraz każda szkoła ma sztandar. Szliśmy, czy to z chorągiewkami, czy to z kwiatkami sztucznymi, czy tam z czymś. Ten pochód szedł z Glinianek do stacji. Przy samej stacji była trybuna. Oficjele tam byli. Straż Pożarna to nie pamiętam, czy oni mieli jakiś samochód taki do pożaru, czy jeździli konno. Szły też Cechy Rzemieślnicze: cukiernicze, piekarnicze. W tym czasie to była konieczność uczestniczyć w tych pochodach. No dla nas, dzieci to była pewna atrakcja”.
Barbara Szewczyk
„Osiadła w nim rodzina Zawidzkich. To był lekarz zewnętrzny i dentysta. Z dwojgiem dzieci. Znałem ich blisko, bo ich córka Wanda była moją koleżanką szkolną od czwartej klasy do matury. Państwo Zawidzcy najpierw mieszkali w tym domu, co jest „Wszystko dla domu” (sklep?) Nie pamiętam jak się ta ulica nazywa. Od Reymonta odchodzi. Potem dość szybko dostali kawałek parteru u Moraczewskich”.
Andrzej Sawelski
„Był czas, że pani Zawidzka była tutaj jedyną dentystką. Okrutną, ale znakomitą. Jeszcze wtedy na początku miała ten świder do zębów napędzany nożnie pedałem. Potem silniczek, bo na początku prądu nie było. Była bardzo sympatyczna. Był jeszcze Włodzimierz Zawidzki, znakomitym narciarz, taternik, nurek. Zmarł. Był ostatnim z Zawidzkich mieszkańcem w domu Moraczewskich. Bardzo dramatyczna postać”.
Andrzej Sawelski
„Państwo Zawidzcy mieli gabinety lekarskie. Jako uczennica liceum chodziłam tam do pani dentystki czekając w kolejce na pięknej drewnianej werandzie, gdzie ciągle przygotowałam się z chemii. Wzory chemiczne i reakcje chemiczne wypisywałam do zeszytu. Także jeszcze jeden pozytywny akcent związany z mieszkańcami tego domu”.
Irmina Matyjasek-Jałowiecka
„Natomiast w domu państwa Moraczewskich bywałem wielokrotnie, bo leczyłem się u doktora Zawidzkiego. To był mocno starszy pan, siwiutki, drobny, szczupły. Jakieś ciemne schody… jakaś ciemna atmosfera tego wnętrza. Ktoś jeszcze mieszkał. Po lewej stronie tego budynku. Nie pamiętam”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
Anna Cwalinowa
„Warszawa stawała się nowoczesnym miastem. Ze względu na dzieci i na świeże powietrze [rodzice] wybrali Sulejówek. Ojciec dostał jako chemik od razu pracę w gazowni miejskiej. W jakimś sensie uratowało go to przed okupacją. Nas uratowało. A ja dorastałem”.
Marek Kwiatkowski
„Michałowski – kuśnierz, Zygmunt Dźwigała – krawiec, Ela Hryniewiecka pralnię miała. Fotograf… to nie pamiętam nazwiska. Kiedyś był jeszcze kowal. Pan Skwarek się nazywał. Ale to lata 60. Byli też szewcy. W domach sobie robili: pan Ołtarzewski, pan Wieczorek”.
Henryk Szuba
„Moja matka chodziła na kurs sanitarny organizowany przez lekarza Zygmunta Lipkę i przez pielęgniarkę. Tam Pani Kuśnierska była i prowadziła zajęcia. Planowano coś w rodzaju takiego przygotowania, ale nie spodziewano się, że tak szybko ta wojna wybuchnie”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Tam w okolicach Kawęczyna była cegielnia. Przodkowie byli strycharzami, czyli robotnikami produkującymi cegłę. W miarę wyczerpywania się zasobów gliny ci nazwijmy to producenci przemieszczali się – od Kawęczyna aż do Sulejówka, bo tu były duże pokłady gliny w miarę płytko”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Jak miałem na uczelni trzy miesiące wakacji, to się zatrudniłem jako listonosz i woziłem po części Sulejówka listy i paczki. Paczek mało, ale listy tak. Bo taki młody człowiek nie mógł dostawać paczek za dużo. Więc niby powinienem pamiętać nazwy ulic. Ale ja studiowałem 35 lat temu”.
Bogdan Piątkowski
„Mamusia moja miała wtedy 20 lat. Zatrzymała się u dziadka, bo dziadek w Warszawie mieszkał. Tam jako sanitariuszka pracowała w szpitalu, w Czerwonym Krzyżu. A babcia mieszkała tu z rodziną”.
Wanda Łabędź
„Górka była tam, gdzie teraz domy są od strony Bema. Naprzeciwko był dom, gdzie policja mieściła się, a na rogu tego domu był sklep spożywczy. Tam bułeczki zawsze były. A od podwórka był fryzjer”.
Wanda Łabędź
„Jak się szło do kościoła Kilińskiego to był taki lasek i tam był taki dom drewniany. Tam organista mieszkał. Chodził do kościoła i na organach grał. Dom pewnie się rozleciał”.
Wanda Łabędź
„Babcia była Maria z d. Białek. Dziadek był Krzewiński. Dziadek był strażakiem warszawskim i muzykiem. Grał na trzech instrumentach. Multiinstrumentalista. Doskonale grał na skrzypcach. Grał w Filharmonii Warszawskiej. Nie! W Teatrze Narodowym w orkiestrze. Grał na kornecie, na skrzypcach i akordeonie. Na akordeonie najsłabiej, a na kornecie grał, bo był trębaczem w straży pożarnej, której był członkiem”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Rodzice moi [Tadeusz Lewandowski i Helena Lewandowska z d. Dejówna] pochodzą z Warszawy. W 1927 r. wzięli ślub. Był to taki okres, że w Warszawie było trudno o pracę. Było bezrobocie. Ojciec z zawodu był drukarzem jak dziadek. Przez związek drukarski został wysłany do Wołożyna. Mama pracowała u Fuksa, gdzie można było pracować dotąd dopóki się nie wyszło za mąż. Jak się wyszło za mąż to wtedy Fuks rozwiązywał umowę. Oboje byli bez pracy. Wzięli walizeczkę i pojechali sobie do Wołożyna w 1928 r. Tata znalazł tam pracę, a mama nie pracowała. W październiku 1930 r. tam się urodziłam”.
Jadwiga Pieńkowska
Sąsiedzi z ul. J. Dąbrowskiego
Andrzej Sawelski
„Nie wiem gdzie poznał profesora Ligonia, późniejszego dyrektora polskiego radia w Katowicach. Poznał moją mamę i zaprzyjaźnili się z córkami profesora Ligonia, których było pięć. Potem przenieśli się do Warszawy. Ojciec pracował w Izbie Skarbowej”
Maria Tyszel
„Kolejny dom był Pana Woźnicy. Pan Woźnica był naprawiał konewki, wszystko, co się zepsuło. Można było iść do niego i garnek z aluminium zlutować i przybić nit. To było na rogu od ul. Puławskiego i Dąbrowskiego”.
Andrzej Sawelski
„Następny okazały budynek długie lata stał pusty. To było miejsce naszych zabaw. Dwupiętrowy dom był znakomitą twierdzą. W 1939 r. mimo tego, że miałem 5 lat pamiętam, jak się ten dom wznosił. Pracowali koźlarze. Pan wie, kto to byli koźlarze? Nosili na plecach cegły na budowie, bo nie było dźwigów, wind i to było takie specjalne urządzenie drewniane, na którym układało się ileś cegieł. I ci, którzy to nosili te cegły na budowie, to byli koźlarze. Ja pamiętam tych koźlarzy, bo potem nigdy więcej już nie było okazji do zobaczenia, bo to się już inaczej odbywało”.
Andrzej Sawelski
„Perspektywę zamyka dom przy ul. Reymonta. Był to dom profesora Cholewy. Profesora licealnego. On był nawet chyba dyrektorem szkoły przed wojną. Pamiętam go już jako emerytowanego nauczyciela. Ten dom został odnowiony i wygląda tak jak 50 lat temu”.
Andrzej Sawelski
„[apteka] Do tej pory jest własnością tej rodziny. Bujdakówna z domu szefuje w tej aptece. W tym domu przez okupację nikt nie mieszkał, ale na dole był gabinet dentystyczny doktora Knasta. Był oficerem AK i dentystą oficerów niemieckich, którzy stacjonowali tutaj w Helinie”.
Andrzej Sawelski
„U nas w domu był kawałek podchorążówki. Odbywały szkolenia u nas w mieszkaniu. Jegomość, o którym mówię, był chyba funkcjonariuszem UB. Ojciec był wielokrotnie przesłuchiwany. Ten jegomość coś wiedział, ale nie wszystko. Był przekonany, że ojciec był oficerem AK. Nie był. Ojciec był po prostu wykładowcą. Wykładał topografię”.
Andrzej Sawelski
„Przed wojną kolejarz mógł utrzymać całą rodzinę. 400 zł ojciec zarabiał. To było bardzo dużo. 4 gr kosztowała bułeczka. Zależy jaka, bo i po 2 gr były bułki”.
Irena Galińska
„Podjęłam prace w fabryce Chmielewskiego. Była taka fabryka cukierków. Zawijałam cukierki, bo z czegoś trzeba było żyć. Tam nawiązałyśmy kontakt z panią Kwaśniewską, nauczycielką i ona przez swoją siostrzenicę załatwiła mi pracę w Warszawie. Przez 36 lat pracowałam w tej samej instytucji”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Moja mama nazywała się Jadwiga z domu Bykowska. Ojciec Wincenty Chytrowski. Ojciec pracował w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Był urzędnikiem. Radcą. Do samej wojny pracował w ministerstwie. A mama nie pracowała, bo mając szóstkę dzieci to była po prostu w domu. Mieliśmy tam od czasu do czasu jakąś pomoc. Znaczy mama miała pomoc do wychowywania, gotowania czy sprzątania. Ale tak głównie mama nas wychowywała”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„To było osiedle [Sulejówek] Nasz dom był piętrowy. On stoi do dzisiaj. Trochę inaczej wyglądał. Tam w ogóle był las, jeden dom i sad. I jeszcze naprzeciwko był dom, w którym mieszkał lekarz Chodziejewski. On miał radio. Nastawiał je często głośno. Kiedyś był koncert Kiepury. Myśmy mieli tylko na słuchawki – tośmy się pod bramą ustawili. Nastawił głośno ten głośnik i wtedy ten Kiepura śpiewał na samochodzie. Takie wspomnienia są. A teraz to pełno tych domów”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Piekarski to był przedsiębiorca. Miał skład węgla. Tam się wszyscy zaopatrywali w węgiel. Był inteligentnym człowiekiem. Działał w komitecie. Po drugiej stronie mieszkał pan Grabowski. On pracował w Warszawie. Miał dom, który do dzisiaj stoi. Jego córki się kształciły i razem z nami się bawiły, bo to były nasze rówieśnice. Następny dom był państwa Chmielewskich. Pan Chmielewski w drukarni pracował, ale się nie udzielał. To byli bardzo odosobnieni ludzie. Z jego synami jeszcze parę lat temu miałam kontakt. Robert był wykształcony, a drugi straszy, Mietek Chmielewski malował bardzo ładne olejne obrazy. Także to bardzo różni ludzie byli. Następni to jeszcze byli Orzechowscy. Sklep mieli”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
1944 r.
Irmina Matyjasek-Jałowiecka
„Najpierw zamieszkałam u teściów na ulicy Reymonta. Pracowałam jako nauczycielka w Szkole Podstawowej numer 4 w Miłośnie. Była, to tak zwana, nowa szkoła. Moja ścieżka prowadziła przez ulicę Reymonta, obok Glinianek prościutko do bazaru i przez Miłosną koło stacji do ulicy Narutowicza, gdzie mieści się szkoła numer 4”.
Zofia Ratyńska
„Uczyłam klasy: pierwszą, drugą i trzecią. Praca nie zajmowała w całości mojego życia, ponieważ moją pasją było harcerstwo. W szkole działało bardzo prężnie harcerstwo i różni nauczyciele. Wspomniany pan Siporski – polonista, pani Hanna Witanowska, która do tej pory pracuje jako matematyczka. To było takie oparcie”.
Zofia Ratyńska
„Mój dziadek przed I wojną światową mieszkał w Kijowie i tam był dyrektorem fabryki. Po I wojnie światowej został dyrektorem fabryki silników elektrycznych w Żechlinie, a później dyrektorem Instytutu Elektrotechniki”.
Andrzej Borodzik
„Obecność rodziny Dowjatów w linii Stanisława ze Żmudzi w Sulejówku zaznaczyła się trwale w I dekadzie XX w. Wyznaczenie kwater sadowniczych, dóbr materiału szkółkarskiego i jego nasadzenie Mikołaj Łopatin powierzył doświadczonemu pomologowi Stanisławowi Dowjatowi. Z żoną Heleną spodziewającą się potomstwa i z dwoma synami, Stanisławem i Romualdem, zamieszkali oni w domku w rejonie obecnej ulicy M. Skłodowskiej-Curie”.
Janusz Dowjat
„Byli tam lekarze – teraz mówi się pierwszego kontaktu, czyli tacy do których się chodziło z różnymi schorzeniami, ale była też okulistka. Nie pamiętam nazwiska. Na pewno był laryngolog”.
Zofia Ratyńska
Ulica A. Gorttgera w Sulejówku
Barbara Borodzik
„Koń miał uprząż. W okolicy byli dwaj kowale, kołodziej, stelmach, który robił uprząż na konia. Bardzo chętnie wszędzie jeździłem z tym człowiekiem, który to obsługiwał, bo to było dla mnie wszystko bardzo ciekawe. Już nie pamiętam tych ludzi, gdzie to się jeździło. Kowal Bocian był w Miłośnie. Poza tym jeździło się po różne zaopatrzenie. Pojazd trzeba było żywić, więc była sieczkarnia z korbą. Ja bardzo lubiłem tę sieczkarnię obsługiwać, bo to się kręciło korbą i wysypywała się pocięta sieczka na obrok”.
Andrzej Sawelski
„Był szewc na ulicy Armii Krajowej. Do niego się wchodziło przez podwórko. Drugi szewc był jeszcze zaraz za kościołem, w takim drewnianym domu”.
Wanda Łabędź
„To byli rzemieślnicy warszawscy. Pradziadek był stolarzem, majstrem stolarskim, wykwalifikowanym i wyspecjalizowanym w budowie schodów, a dziadek był stolarzem meblowym, który w okolicy uczył wielu stolarzy”.
Irmina Matyjasek-Jałowiecka