Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Szkoła w Cechówce
ul. B. Głowackiego 47
Szkoła przed wojną
Andrzej Tomaszewski
Szkolna atmosfera
Ewa Duszczyk
Akademie
Ewa Duszczyk
„Jak w 1924 r. zawiązał się komitet budowy szkoły, zaczęto przygotowywać się wszechstronnie do budowy. Pierwszym ofiarodawcą na cele komitetu był Marszałek Józef Piłsudski. Ofiarował z trzech miesięcznych marszałkowskich uposażeń 1000 złotych na budowę szkoły w Cechówce. To zostało rozdysponowane”.
Andrzej Tomaszewski
„Pierwszym kierownikiem szkoły był Eugeniusz Ciesielski. Nauczycielami była Pani Maliszewska, Pani Czerniszewicz, jej małżonek Czerniszewicz, Pan Regiel”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Rodzina Ciesielskich i Czernyszewiczów mieszkała przy dzisiejszej ul. Armii Krajowej tam, gdzie jest strzelnica sportowa. Moją wychowawczynią przez długie lata i nauczycielką była pani Jadwiga, nie Irena Czernyszewiczowa, którą przezywaliśmy osa, bo ona była sroga. Pan Czernyszewicz był dosyć niski, krępy, ale z nim nie miałem wielu lekcji. Pan Ciesielski uczył geografii. Czernyszewiczowa uczyła polskiego. Nauczycielem fizyki pan Baryłka”
Jerzy Madej
„W starszych klasach posługiwaliśmy się tzw. stalówką krzyżówką albo tzw. byczkiem. Ona była taka trochę wypukła. Z tym, że ten grot piszący to też trzeba było przygotować do potrzeb szkoły, jakoś tak wyprofilować”.
Andrzej Tomaszewski
„Uczyliśmy się kaligrafii. Były wzory. To polegało to na tym, że jeśli piszemy literkę a to rozpoczynamy od jakiegoś miejsca i ciągniemy prostą linią a potem odpowiednio naciskamy, bo ta stalówka do kaligrafii to była podatna, ale trzeba było te manualne ruchy przyswoić sobie. Trzeba było przycisnąć i ta litera z lewej części była znaczona tym atramentem grubszym”.
Andrzej Tomaszewski
„Uczyliśmy się też pisma blokowego. Specjalną stalówką redifrówka. Te stalówki były zakończone takim cieniutkim, przedzielonym prawda jako dwie niewidoczne części to na końcu tego było coś w rodzaju kółka. Maczanie nie było już w atramencie tylko w tuszu. To pismo blokowe używaliśmy np. gazetki ściennej”.
Andrzej Tomaszewski
„Roboty odbywały się w klasach i obejmowały dwie godziny lekcyjne czyli 90 minut. Godzina przerwa godzina. Do tego celu były przygotowane odpowiednie pomoce, które pozwoliły nam robić bruliony, robić papier do okładek, a przedtem robić odpowiednią masę barwiącą. Mieliśmy też maszynę z okrągłym nożem i z takim pionowym uchwytem, bo taki brulion każdy z nas przycinał, aby był równy, tym nożem. Tak to wyglądało”.
Andrzej Tomaszewski
„Oceny były na półrocze i na koniec roku. Jedno było koloru żółtawego, a drugie zielonkawe. Na tym świadectwie to tak: ze sprawowania stopień, później był z religii, arytmetyki, geografii, historii, przyrody martwej i ożywionej. Nie mam zachowanych świadectw. Wszystko mi zaginęło”.
Andrzej Tomaszewski
„W tych pierwszych klasach, jak się wchodziło do klasy był portret Piłsudskiego czy tam Mościckiego i krzyż. Odmawiało się modlitwę i wychowanie patriotyczne polegało na tym, że było szereg organizacji takich, jak harcerstwo. Przy kościele było kółko ministrantów, krucjata tak zwana czyli inaczej Rycerze Niepokalanej. W ogóle społeczeństwo Cechówki to było takie bardziej patriotyczne”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„W czasie wojny tu był szpital. Niemcy mieli tu szpital w ogóle. Więc oni mieli tutaj szpital. Dlatego ten budynek w ogóle nie był zniszczony. Prawie ani spalony”.
Barbara Szewczyk
„Uczyła mnie również pani Weronika Ciesielska. Ród Ciesielskich osiadł tu przed wojną. Pan Eugeniusz Ciesielski był pierwszym kierownikiem tej otwartej szkoły. Jego żona, Jadwiga Ciesielska uczyła polskiego, była koleżanką mojej mamy. Natomiast jego brat rodzony, pan Bolesław Ciesielski był inspektorem oświatowym, a jego żona Weronika uczyła historii i rosyjskiego, czego strasznie nie lubiła. Potem oni wyjechali na Kresy i tam pan Bolesław został zadenuncjowany i zginął. Nie wiadomo, gdzie jest jego grób, podobno zadenuncjowała go gosposia. Pani Weronika uczyła rzeczywiście świetnie i była też bardzo ciepłą osobą. Nie wiem dlaczego miała pseudonim Dzwonnica. Siostrą rodzoną pana Ciesielskiego była pani Irena Czernyszewicz, która też była nauczycielką. Ona z kolei miała pseudonim Osa, bo była niezwykle wymagająca. Jej mąż pan Bolesław Czernyszewicz też był nauczycielem, a to był pełen łagodności człowiek”.
Barbara Szewczyk
„Moja wychowawczyni, Czerniszowa Irena straciła męża w Katyniu. Rosjanie go zamordowali. Ona o tym nam mówiła. Ale była taka uczennica Niedzielska, która powiedziała, kiedy pytali się: Gdzie tatuś pracuje?” „Tatuś pracuje w UB”. To już Pani Czerniszowa musiała buzię zamknąć i nie mówić, bo już miała swojego wroga. Chodził w skórzanym płaszczu. Mieszkał na 1 Maja”.
Andrzej Dziurzyński
„Moja mama nieboszczka mówiła jak to jest z Katyniem. Niemcy przecież w gazetach, pokazywała gazetę, bo miała taką gazetę, odkryli groby masowe groby oficerów, a teraz się mówi, że to Niemcy zrobili. Jakie to było zakłamanie okropne. Okropne. To nie mogła sobie tego darować”.
Andrzej Dziurzyński
„Dużo moich kolegów, z którymi chodziłem do szkoły, nie miało ojców. Byli pozabijani albo trafili do armii Andersa i zostali w Anglii. Dużo moich kolegów nie miało ojców tylko matki”.
Andrzej Dziurzyński
„Budynek szkoły miał dosyć taką ciekawą bryłę. To nie była duża szkoła. Wchodziło się od strony ulicy, która przed wojną nazwała się ks. I. Skorupik a po wojnie nie miała nazwy, przez podcienia. Myśmy to nazywali krużganek. Po lewej stronie była dyżurka pana woźnego a po prawej był gabinet kierownika szkoły, dzisiaj dyrektora, gdzie się chodziło na bardziej lub mniej przyjemne rozmowy. Wchodziło się do bardzo dużego holu”.
Ewa Duszczyk
„Budynek był piętrowy. Na dole był po lewej stronie był słynny zegar i drzwi do pokoju nauczycielskiego oraz sala klasowa i klatka schodowa na górę, gdzie były również klasy. Po stronie prawej były dwie sale klasowe. Pamiętam, że obok dyżurki pana woźnego była szatnia, gdzie się te nasze paltka zostawiało i zmieniało się buty”.
Ewa Duszczyk
„Była zaraz za ogrodzeniem kościelny. To był budynek piętrowy, murowany o całkiem przyjemnej architekturze. Klasy na górze. Klasy na dole. Nie było osobnej sali gimnastycznej. Wszystkie zajęcia gimnastyki odbywały się na korytarzach. Zawsze jak się kładło to byliśmy utytłani w pyłochłonie”.
Barbara Szewczyk
„Mój tata Bolesław skończyły szkołę pedagogiczną w Siennicy. Mama [Leokadia ze Śliwińskich Duszczykowa] skończyła Liceum pedagogiczne E. Orzeszkowej w Warszawie. Rodzice poznali się na jednej z konferencji nauczycielski. Tata rozpoczął pracę w Długiej Szlacheckiej, niedaleko naszej miejscowości, gdzie objął szkołę. Był kierownikiem i jednocześnie miał tam dwie nauczycielki do pomocy. Mama początkowo zaczęła pracować w Rembertowie, a potem w Janówku. Wreszcie zaczęła pracę w szkole, która powstała przed wojną. To jest obecnie szkoła nr 3 w Sulejówku. Mama była nauczycielką języka polskiego, tata nauczycielem matematyki i historii”.
Ewa Duszczyk
„Geografii uczył mnie wspaniały nauczyciel pan Stanisław Przetakiewicz, który tak uczył, że ja do dziś stojąc tyłem do mapy dopływy Wisły ze strony prawej, ze strony lewej jestem w stanie powiedzieć. Tata uczył mnie matematyki. Mama uczyła mnie polskiego. Była świetna nauczycielka która uczyła muzyki i robót ręcznych. Nazywał się pani Stanisława Drążek. Miała do nas świętą cierpliwość. WF uczył nas pan Matusiak, który uważał, że z dziewczynek żadnej pociechy nie będzie, ale jak chłopcy będą grać w piłkę to będzie bardzo dobrze. Jedyną rzecz jaką nam zorganizował to wycieczkę rowerową już w klasie ostatniej do Świdra, bo wtedy nie było takiego ruchu samochodowego. Można było sobie pojechać. Uczyła mnie także pani Tkaczyk. Była ciepłą, bardzo otwartą osobą, do której bardzo chętnie się przychodziło. Po 1956 r. zaczęliśmy się uczyć religii. Super księdzem był ks. Antoni Siemińskich”.
Andrzej Dziurzyński
„Woźny… malutki, niski, a był postrachem wszystkich dzieciaków, bo na nie pokrzykiwał. Dzieci bardzo się go bały. Jak przywieźli węgiel, to dzieciaki się rzucały. Malowały się zawsze węglem. Krzyczał na nich. On był więcej niż kierownik, bo miał posłuch”.
Barbara Szewczyk
„Pamiętam akcje higieniczne w szkole. Po wojnie była: wszawica, świerzb, niedobór witamin. Każdy z uczniów w tornistrze musiał mieć gęsty grzebień, łyżkę i kawałek chleba do zagryzienia. Pani pielęgniarka przychodziła raz w tygodniu i sprawdzała higienę, Zaglądała we włosy, sprawdzała, czy są dodatkowe brylanty we włosach i uczyła rodziców jak walczyć z plagą wszawicy. Oglądała ręce czy nie ma tam jakiś zmian świerzbowych. Raz na jakiś czas przynosiła butlę, w której był tran. Nie miał nic wspólnego z tranami smakowymi, które teraz mamy w aptece. To było coś tak obrzydliwego, ale nie było cudów, żeby każdy nie wypił, bo pani higienistka brała za nos, na łychę tran, do buzi łycha. Trzeba było przełknąć, a potem, żeby ten tran nie wrócił, zagryźć chlebem najlepiej z solą. To była bardzo ważna, no ze względów medycznych, walka z niedoborem witaminy d3, który był wtedy powszechny”.
Ewa Duszczyk
„Nie było żadnych gabinetów stomatologicznych, ale na tym terenie pracował doktor Zygmunt Lipka i pielęgniarka pani Regina Jakubowska. Raz w roku odbywało się ważenie, mierzenie i ogólna ocena stanu zdrowia ucznia. Starano się wychwycić dzieci z rodzin zarażonych gruźlicą. Istniały wtedy predentoria czyli ośrodki jakbyśmy dziś powiedzieli sanatoryjne, które służyły prewencji. Tam wyjeżdżały dzieci z tych rodzin zagrożonych, żeby je tam dobrze odżywić”.
Ewa Duszczyk
„W każdej szkole w okresie karnawału odbywały się zabawy szkolne. L. 50. nie były wolne od tego zwyczaju. Grali rodzice. Bardzo uzdolnionym rodzicem był pan Zygmunt Kolanek, który potrafił zagrać na skrzypcach, na pianinie i na harmonii. Towarzyszył mu ojciec mojego kolegi Ochalskiego, który grał na pianinie. Jeszcze był pan Drozdowski, teść Marleny Drozdowskiej, która później śpiewała Mydełko Fa. I oni we trzech potrafili poprowadzić zabawę. Mój tata, który był wtedy wodzirejem. W sumie dzieciaki tak fajnie się bawiły. To się wspomina teraz z łezką w oku”.
Ewa Duszczyk
„Wyjeżdżali wtedy na wycieczki. Mieliśmy takiego pana, pana Stefana Kozłowskiego, który pracował na poważnym stanowisku w okręgowej dyrekcji kolei państwowej. On załatwił wagon kolejowy, który nosił piękną nazwę stodoła. To był wagon, gdzie były miejsca do spania. Tą stodołą pojechaliśmy na piękną wycieczkę do Krakowa i do Zakopanego. Stodołę się odczepiało i to była nasza baza. Kiedy skończyliśmy zwiedzanie zgodnie z dyrektywą, która była od górnie wydana, ten wagon przyczepiano do kolejnego pociągu rejsowego i myśmy dalej podróżowali”.
Ewa Duszczyk
„Jakoś chaotycznie to wszystko było prowadzone, bo kiedyś to była cisza, spokój. Chodziliśmy ze szkoły do kościoła. Religia jeszcze była uczona. Jakoś tam jakoś się ciągnęło. Ale czuwanie z bronią u nogi. To ORMO. Posterunki milicji od razu zrobiono”.
Andrzej Dziurzyński
„Pamiętam śmierć Stalina. Mój kolega, który mi się zwierzał, bo on dojeżdżał z Rembertowa, a ja z Miłosnej, zaczął sobie gwizdać i się uśmiechać. Pani kazała mu z nią pójść. „Dzisiaj śmiejecie. Wiecie, że jest śmierć Stalina, a wyście się śmiali”. Ten chłopiec posiedział trochę. Nie wiem, czy dostał lanie i wyszedł”.
Andrzej Dziurzyński
„W szóstej klasie robiliśmy radia na słuchawki, bo wtedy 80 % w kraju jeśli nie więcej posługiwało się odbiorem radia na słuchawki. Kryształek to był w niewielkiej obudowie. Tam był zamieszczony kryształek z uchwytem prowadzącym. Tym się regulowało i wyłapywało się fale to znaczy nastawiało potencje tego odbioru, powiedzmy głośniej, ciszej. To było kupione. Skrzynkę robiliśmy sobie sami. Kondensatory nawijaliśmy pod kierunkiem oficera rezerwy pana Megiera, nauczycielem tego przedmiotu, kochanego przez nas nauczyciela. Tak żeśmy konstruowali aparat radiowy. Nie mieliśmy radia. Nie stać nas było. Radio ze szkoły zostało zainstalowane w moim domu”.
Barbara Szewczyk
„Zimą się jeździło na sankach. Przeważnie się przyprowadzało sanki do szkoły. Oprócz tego było bardzo duże boisko. W związku z tym chłopcy grali w piłkę”.
Ewa Duszczyk