architektura
„[Wtedy] powziął plan budowy domu. Znał takiego dość znanego architekta, Napoleona Czerwińskiego, który kilka ciekawych kamienic zaprojektował w Warszawie i Konstancinie-Jeziornej. (…) Jemu zaproponował, żeby zaprojektował ten dom. (…) Na przełomie 1918/1919 rozpoczęła się budowa domu. Był bardzo oryginalny. Piętrowy budynek z dwuspadowym dachem, a wokół niego były różne balkony, tarasy”.
Marek Giedwidź
„Wuj zakupił [też] piękną terakotę z firmy Villeroy Bosch, ale nie przywiązywano wówczas wagi do takich rzeczy jak sanitariaty czy kwestia ciepłej wody”.
Marek Giedwidź
„Budowa szła. Dwie rzeczy były bardzo solidne, a pozostałe mniej. Polegało to na tym, że z cegłami nie było problemów, bo już cegielnia powstała w Sulejówku i wypalała bardzo dobrą cegłę. Natomiast jeżeli chodzi o oprawę okien i te wszystkie wykończeniowe rzeczy to były zrobione trochę tak byle jak. Stropy z byle jakiego drewna. Wszystko było takie trochę prymitywne. Natomiast bardzo solidnie wykonane zostały wszystkie elementy betonowe: kolumny, wieżyczki, tarasy, balkony i to przetrwało prawie sto lat bez żadnego większego uszczerbku”.
Marek Giedwidź
„W 1921 r. dom został ukończony. [Wtedy] pomysł wuja był taki, żeby pomyśleć też o jakiś pomieszczeniach gospodarczych. (…) Najpierw powstały inspekty, belgijki, niskie, skrzyniowe pojemniki przykrywane oknami ze szkłem, żeby można było przyspieszyć (…) wyprodukowanie niektórych kwiatów. (…) Powstała pierwsza szklarnia, niska, dach sięgał do ziemi, bo tam chodziło o ogrzewanie – nie było jeszcze systemów ogrzewania i trzeba było tam jakieś gorące dymy ze spalonego węgla kanałami [poprowadzić], aby to ogrzewało. Technicznie to było na początku dość skomplikowane. (…) A w latach 1922-1923 powstał budynek gospodarczy ze szklarnią. Tam były winogrona. Można było korzystać z ich owoców do późnej jesieni. [Tam] było też mieszkanie dla ogrodnika”.
Marek Giedwidź
„Powstała też kotłownia i wtedy można było pełną parą gospodarstwo przez cały rok wykorzystywać [jako] zaplecze do kwiaciarni „Kalina” na ul. Królewskiej 31 [w Warszawie]. (…) Istniała do 1 sierpnia 1944 r. [Powstania warszawskiego] nie przetrwała ani kwiaciarnia, ani piękne mieszkanie wyposażone we wspaniałe meble i obrazy polskich malarzy. Kamień na kamieniu nie został w tym miejscu”.
Marek Giedwidź
„W Sulejówku cały czas były prowadzone prace. Piękne były ogrody nie tylko szklarnie. (…) A dom cały czas był zamieszkiwany przez różne rodziny. (…) Została [m.in.] zainstalowana rodzina Pączków. Zajęła pokój z kuchnią. Mieszkanie mieli za darmo, ale jednocześnie we własnym zakresie pilnowali tego domu dzień i noc. (…) Oprócz tego na dole, matka z córką Haliną zamieszkała. (…) Natomiast na górze był taki malutki pokoik, który zajmowała matka Stanisława czyli Anna Gawell. Ona tam mieszkała do śmierci, do 1944 r. [Natomiast] dwa najbardziej słoneczne pokoje na piętrze zajmował sam właściciel. I tak to wszystko trwało nawet w te lata wojenne”.
Marek Giedwidź
„Dom był w stylu świdermajer, z faramuszkami, z werandą”.
Andrzej Kotwicz-Gilewski
Przejazd na ul. Poniatowskiego
Helena Porada
Willa
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Budowa willi
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Budowa willi
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Budowa willi
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Rodzina Urszuli Rybak mieszkająca w domu pań Wojnikonis, lata 50.
Urszula Rybak
Dziadek Uli Rybak z wnuczkami, w tle żywopłot morwowy w ogrodzie pań Wojnikonis, obecnie ul. Szkolna, początek lat 50.
Urszula Rybak
Dawny dworzec Sulejówek - obecnie drewniak
Małgorzata Chocianowska
Stacja Miłosna
Małgorzata Chocianowska
Dom Romana Kreczmera
Kazmierz Zdanowicz
„Moja babka wybudowała sobie bardzo ładną willę w Miłośnie. Wtedy Miłosna nazywała się Cechówka, a stacja kolejowa Miłosna. I to był dom taki dla odpoczynku dla całej rodziny. Na wakacje. To się nie sprawdziło, ponieważ to było w bardzo dużej odległości od stacji”.
Barbara Jaździk
Budowa willi
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Budowa willi
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
„Numer 37. To się nie zmieniało przez wiele lat aż do uruchomienia ulicy Dworcowej. Między torem kolejowym a płotem okalającym dom była ścieżka wydeptana przez ludzi. Nie można było przejechać, ponieważ było mokro. Wzdłuż posesji i ścieżki ciągnął się rów melioracyjny i wpadał do rowu kolejowego. Praktycznie non stop stała woda więc rosły świetnie krzaki. Dla dzieci raj do zabawy w chowanego. Myślę, że dziś nikt nie docenia jak świetnie było bawić się w takim gąszczu podmokłym, gdzie się gubiło sandały i kalosze, wracało utytłanym, ale to chyba były najpiękniejsze zabawy dzieciństwa”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Kolonia letnia w Helinie 1949 r.
Poczekalnia
Andrzej Sawelski, Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Dom Romana Kreczmera
Kazmierz Zdanowicz
Andrzej
Andrzej Dziurzyński
Świadectwo szkolne
Andrzej Dziurzyński
Na pikniku
Andrzej Dziurzyński
Andrzej
Andrzej Dziurzyński
Jędrzej Moraczewski z gośćmi
Krzysztof Smosarski
Zofia i Jędrzej Moraczewscy z Anielą i wnuczką
Krzysztof Smosarski
Aniela i Adam Moraczewscy z córką
Krzysztof Smosarski
Moraczewscy przed dworkiem „Siedziba”
Krzysztof Smosarski
Zofia Moraczewska przed altaną
Krzysztof Smosarski
dworek "Siedziba"
Dom rodzinny
Bogdan Piątkowski
Dom rodzinny
Bogdan Piątkowski
Dom rodzinny
Bogdan Piątkowski
Przed kamienicą, ul. Piastowska 17
Dom rodzinny
Bogdan Piątkowski
„Po prawej stronie jak się wchodziło od wejścia stała stara willa. Ten dom raził mnie jako chłopca. Taka willa tutaj piękna, a tu stary dom. Ale to była ładna architektura. W stylu trochę świdermajer. Pamiętam tą architekturę doskonale. Zwłaszcza w pobliżu stacji te wille stawały. To były tereny leśne, parcelowane i tam sobie inteligencja budowała. A dookoła, kilometr w bok wiochy, wioski”
Marek Kwiatkowski
„Ona składała się z dwóch budynków. Jedna taka willa nowoczesna. Dzisiaj już wiem, że to Skórewicz budował w stylu dworkowym dla Piłsudskiego. Natomiast obok stała stara willa, stary dom. Po prawej stronie jak się wchodziło do wejścia i ten dom raził mnie jako chłopca. Taka willa tutaj piękna, a tu stary dom. Ale to była ładna architektura. W stylu trochę świdermajer. I ona istniała, a poza tym istniała stara szkoła. Pamiętam tą architekturę starą doskonale. Zwłaszcza ona się gromadziła w pobliżu stacji, te wille stawały. To były tereny leśnie, parcelowane i tam sobie inteligencja budowała te wille. A dookoła, kilometr w bok wiochy, wioski”.
Marek Kwiatkowski
„Ona składała się z dwóch budynków. Jedna taka willa nowoczesna. Dzisiaj już wiem, że to Skórewicz budował w stylu dworkowym dla Piłsudskiego. Natomiast obok stała stara willa, stary dom. Po prawej stronie jak się wchodziło do wejścia i ten dom raził mnie jako chłopca. Taka willa tutaj piękna, a tu stary dom. Ale to była ładna architektura. W stylu trochę świdermajer. I ona istniała, a poza tym istniała stara szkoła. Pamiętam tą architekturę starą doskonale. Zwłaszcza ona się gromadziła w pobliżu stacji, te wille stawały. To były tereny leśnie, parcelowane i tam sobie inteligencja budowała te wille. A dookoła, kilometr w bok wiochy, wioski”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„To musiało być po 1925 roku, gdy moi dziadkowie przeprowadzili się do Otradna. Widać Piłsudski ich tam zaprosił. Ktoś tam mieszkał w Otradnie jeszcze. To był dość duży budynek z piętrem. Babcia opowiadała, że ktoś tam mieszkał jeszcze. Faktem jest, że moi dziadkowie do 1940 roku tam zamieszkiwali. Potem wysiedlili moich dziadków z Matejki i moich dziadków z Otradna na drugą stronę torów, bo tu nie wolno było mieszkać. Taka linia demarkacyjna była z tej strony torów. Wtedy zamieszkali w okolicach dawnej kaplicy”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
Parcela przy Staszica
Marek Pasiński
„Jak pradziadkowie kupili parcelę naprzeciwko stacji, to był dom murowany z dużymi, pięknymi werandami. Później jeszcze był tam taki dom z boku, ale to była bardziej ziemianka. Babcia mi zawsze tłumaczyła, że to była jakby chłodnia. Ja jeszcze ją pamiętam z lat 50. obsypaną ziemią. To było w takim kwadracie. Stary dom, zaplecze, ziemianka, nowy dom i komórki. Później, jak był wybudowany ten dom murowany to wiem, że tam było zaplecze i tam był magiel. Jeszcze pamiętam takie duże stoły”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Kiedy wkroczyło wojsko rosyjskie, to był horror. Babci przypomniały się lata, kiedy była tam sama i przeżyła rewolucję. Wszystkie panny były pochowane. Moja mama też była ukryta za ścianą. Ten dom chyba jeszcze stoi. Jak się idzie ulicą Świętochowskiego. Drewniany. Mamy koleżanka i mama były tam ukryte, bo wszystko, co się ruszało, było ruskich. Babcia opowiadała, że jak wpadali na podwórko to byli to zagłodzeni ludzie. Oni jedli wszystko, co było. Brali to, co latało i chodziło. Więc to, co cenne, babcia, chowała. Koza się jedna ostała. Kury wszystkie poszły”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Tata tu przyjechał. Mieszkał tu gdzieś kątem. Chodził na Politechnikę i tak moją mamę poznał, która tu mieszkała. Wzięli ślub w 1950 r. W 1951 r. urodził się mój brat, a ja w 1953 r. Wszyscy mieszkaliśmy w tym domu mojej babci. W 1956 r. babcia Zosia, ciocia Stasia i wujek Ryszard postanowili podzielić działkę, która była ogrodzona, gdyż każdy miał już jakieś rodziny. Trzy działki niezabudowane dostała moja babcia Zosia, trzy działki niezabudowane dostała ciocia Stasia, a parcelę z zabudowaniami miał wujek Ryszard”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Był duży problem ze zrobieniem ulicy. Na łące pasły się krowy. Jak już ktoś koniecznie chciał przejechać, to przejeżdżał wozem drabiniastym i to jeszcze wjeżdżając na ścieżkę, po której ludzie chodzili – przynajmniej jednym kołem, bo inaczej nie mógł by przejechać”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
„Na jednej z tych parceli moi rodzice pobudowali dom, który stoi do dzisiejszego dnia. Ostatnia wielka budowla, która się znajduje na tej wielkiej parceli, która została podzielona na prawie osiem, dziewięć placów”.
Marek Pasiński
„Przeprowadziliśmy się do takiego domu, który jeszcze istnieje. Dom Littoria się nazywał. Z ogromnym stawem, z ogromnym ogrodem. To był taki zaczarowany ogród. Piękne czasy. To był chyba taki czas, kiedy zaraz po wojnie do większych domów do pomieszczeń, które jeszcze zostały rugowano innych ludzi, którzy nie mieli własnego lokum. Takie były czasy, a ponieważ mój dziadek jeszcze brał udział przy budowie tego domu, a ludzie wokół byli ze sobą bardzo zaprzyjaźnieni, to pomagali nawzajem. Zresztą mama pamięta, że tam chowali się w czasie wojny w piwnicy w tym domu. Tam nawet na ścianie jednej są jeszcze ślady po kulach. Wtedy właśnie gospodarz, właściciel tego domu, który musiał zaludniać ten swój własny dom, chciał swoich znajomych. Tym sposobem moi rodzice tam się znaleźli. Było tam strasznie dużo ludzi. Ale się mieszkało. Nikt się nie kłócił. Wszyscy byli do siebie przyjaźnie nastawieni jak pamiętam i nie przesadzam. Pamiętam właśnie to było takie biedne, dziwne, ale fajne czasy”
Hanna Drzewiecka
„Gospodarze państwo Puczniewscy byli właścicielami Littorii. Żona była Rosjanką, damą rosyjską damą. A pan Puczniewski, nie wiem jak on znalazł w tej Rosji. On był inżynierem kolejowym. Pracował na kolei. On tak trochę zaciągał. Nie wiem w jakich okolicznościach on się tam znalazł. Ale żyliśmy tak fajnie. Nie do tego stopnia, żeby sobie tam kawki w domach urządzać, ale tak fajnie”.
Hanna Drzewiecka
„Na dole mieszkali państwo Puczniewscy, właściciele. To było podzielone, bo w zasadzie ten dom był przeznaczony dla jednej rodziny, czyli parter i pierwsze piętro z podwójnym wejściem. Jedno wejście było dla służby nie powiem, bo to brzydko brzmi w tej chwili, ale dla osób, które tam pomagały. Na pierwszym piętrze syn z rodziną właścicieli mieszkał. A na górze były jeszcze wyżej takie strychowe dwa mieszkania, ale to taki mały pokoik z kuchnią, łazienką, i to było chyba dla tych osób, które tam pracowały kiedy”.
Hanna Drzewiecka
„Budynek szkoły miał dosyć taką ciekawą bryłę. To nie była duża szkoła. Wchodziło się od strony ulicy, która przed wojną nazwała się ks. I. Skorupik a po wojnie nie miała nazwy, przez podcienia. Myśmy to nazywali krużganek. Po lewej stronie była dyżurka pana woźnego a po prawej był gabinet kierownika szkoły, dzisiaj dyrektora, gdzie się chodziło na bardziej lub mniej przyjemne rozmowy. Wchodziło się do bardzo dużego holu”.
Ewa Duszczyk
„Była zaraz za ogrodzeniem kościelny. To był budynek piętrowy, murowany o całkiem przyjemnej architekturze. Klasy na górze. Klasy na dole. Nie było osobnej sali gimnastycznej. Wszystkie zajęcia gimnastyki odbywały się na korytarzach. Zawsze jak się kładło to byliśmy utytłani w pyłochłonie”.
Barbara Szewczyk
„W wyniku budowania linii kolejowej Warszawa-Terespol w okresie 1866 wybudowano tutaj stację. Nazwano ją stacja Miłosna. Stacja kolejowa tym się różni od przystanku, że na stacji kolejowej, wówczas trakcji parowej, musiała być wieża ciśnień, która powodowała zainstalowane potężnych dwóch żurawi zasilających tendry parowozów. W jednym kierunku i w drugim kierunku. Tu były też dwie bocznice, dwa główne tory, rampa z budynkiem magazynowym. Linie kolejowe sprawiały to, że powstawały większe skupiska osiedli wokół”.
Andrzej Tomaszewski
„Grabski miał tu swoją posiadłość i bardzo ładny dom. Taki parterowy, w starym stylu. Miał też korty tenisowe, gdzie mój mąż ze Święcimskim chodzili grać w tenisa, oraz ogrody i piękny sad. Mówiło się „ogrody Albrechta”, bo to była znana postać w Warszawie. Mur rozebrano i ogrody podzielono na działki. Nie ma ich. Pamiętam jak się szło koło tego muru, za nim zwisały gałęzie drzew. To było bardzo urocze. Naprawdę było ładne miejsce. Taki jakiś charakter to miało. Teraz jakoś pospolite”.
Barbara Jaździk
„To był taki budynek… trudno powiedzieć, które było wejście główne. Dla lokatorów wejście było od strony południowej, od ogromnej, oszklonej werandy, która była na szerokość całego budynku. Z podłogą i z pięknymi witrażami, bo to pozostałości były. Dalej wchodziło się takim korytarzem… Po jednej stronie były drzwi dwuskrzydłowe, bardzo wysokie, bo tam mieszkania były 3,5 metrowe. Dwa pokoje były o od strony wschodniej i dwa pokoje od strony zachodniej. Od wschodniej była jeszcze kuchnia, łazienka z piecem do podgrzewania wody”.
Anna Kuczera
„Łazienki były wspólne. Były piękne wanny, glazura, terakota, bo to po Niemcu jeszcze. Piecyki były takie, że można było podpalić i woda się nagrzewała do kąpieli. Ale to było wszystko wspólne. Musieliśmy dbać. Wszystkie remonty rozkładała dla lokatorów pani Grabska. Płaciliśmy przy czynszu. Także naprawy. Hydrofor ciągle nawalał. A to kominy, a to dach, bo to dachówka i trzeba było ją przekładać”.
Anna Kuczera
„Wynajmowali dom od Państwa Próżniaków, którzy byli Żydami i prowadzili sodowiarnię. To była Kamienica. Do tej pory ten dom stoi. To było luksusowo wyposażone. Przy ul. 3 Maja (później 1 Maja)”.
Andrzej Dziurzyński
„Nowocześnie było w tym Sulejówku. Apteka była. Piękne budowle np. taki ogrodnik Gawel. Jak pałace to wyglądało. Piękna aleja prowadziła do Sulejówka. Piękny budynek był drewniany taki stacyjny pięknie był pobudowany. Przy tym taki park był bardzo ładnie zagospodarowany ze względu na Marszałka Piłsudskiego. I przejazd kolejowy tak ładnie był pobudowany. Szosa od Warszawy to była kostka bazaltowa. Różniła się ta architektura od tej drewnianej z Miłosnej”.
Andrzej Dziurzyński
„Pani Próżniakowa. Oni uciekli do Związku Radzieckiego i tam jakoś przetrzymali napaść tych hitlerowców. Jej rodzice poszli do getta, bo powiedzieli, że są już za starzy i się nie nadają, żeby przejść przez Bug. Przyjechała w 1946 czy w 1947 r. i sprzedała tę kamienicę, w której mieszkaliśmy śp. Panu Grodnickiemu, który był komendantem wówczas tej granatowej policji i wyjechała do Argentyny. Z dziećmi to była goszczona u nas na takiej herbatce”.
Andrzej Dziurzyński
Marek Kwiatkowski
Anna Cwalinowa
„Ciągle chodziłem do drewnianej Willi Dąbrowskich. One gdzieniegdzie miały charakter stylowy, ale raczej były proste, raczej taki odprysk architektury kamienicznej. Z dachami często ze ściętymi naczółkami w narożach. Potem zaczęło się dekorowanie tych willi werandami”.
Marek Kwiatkowski
„Główna ulica wiodąca do przejazdu. Pamiętam jak brukowano, jak jeszcze bruk był taki zwykły polny, kamienisty. A potem nowoczesna, bo już był Marszałek. Józef Piłsudski tam mieszkał więc zrobili bazaltowa kostkę. To było wielkie osiągnięcie. Wąziutka była. Potem jazdy samochodów do Willi Piłsudskiego. Ciągłe odwiedziny. Był kult tego miejsca po śmierci Piłsudskiego”.
Marek Kwiatkowski
„Budowano nowoczesną szkołę. Dzisiaj jadę takie to wszystko malutkie. Wtedy to było takie monumentalne. To był nowoczesny gmach. Szerokie okna, okno weneckie, które idzie przez szerokość ściany. To był postęp. Dzisiaj już nie mamy. Wtedy jeszcze ta idea Żeromskiego, szklane domy!”
Marek Kwiatkowski
„Moi synowie chodzili do tego przedszkola. […] Wydaje mi się, że budynek wyglądał tak samo. W pomieszczeniu, gdzie była kuchnia i gdzie gotowano dla dzieci posiłki była niewielkich rozmiarów kuchenka kaflowa, a przecież mogła być normalna gazowa czy elektryczna. Tej kuchenki nie można było ruszyć. Konserwator się na to nie zgadzał, czyli jakiś respekt był”.
Anna Cwalinowa
„Było dwanaście [ulic] poprzecznych. To się nazywała dawna dzielnica Zorza. Nie pamiętam kiedy zaczęły być zmieniane. Teraz to jest Krakowska. Nie było tej ulicy tak nazwanej tylko: Długa, Wrocławska, Lubelska, Opolska, Poznańska, Bydgoska, Koszalińska. Tu wszystkie w pobliżu nazwy ulic tak brzmią”.
Henryk Szuba
Dom robotników z Cegielni
Leszek Andrzej Rudnicki
„Tu było pusto. Wszędzie właśnie były łąki, podmokłe tereny. Nic tu nie było. Po prostu tych starych przedwojennych, co tu przed wojną mieszkali. Tereny niezabudowane. Dopiero później się sprowadzali z rożnych stron”.
Henryk Szuba
„Sulejówek to była taka cicha, spokojna wioska, którą się zainteresował najpierw Jędrzej Moraczewski, który kupił działkę w okolicy dzisiejszego Milusina w 1920 r”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Były olbrzymie połacie łąk, które ciągnęły się do szosy tam, gdzie teraz CPN. Na tej polanie „Strzelcy” pobudowali strzelnice. Trwały one do wybuchu wojny. Potem, za okupacji organizacja była nielegalna i strzelnica się rozleciała. Wtedy na tej polanie przylegającej do szosy na Rembertów Niemcy pobudowali boisko piłkarskie”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Kiedy w 1930 r. ojciec pobudował domek na ulicy Cieplaka numer 5, było kilka domów. Trzy, cztery i wysokopienny las, który ciągnął się od naszego podwórka do dzisiejszej ulicy Szekspira. Później była polana”.
Leszek Andrzej Rudnicki
Dom Przyuskich
Barbara Szewczyk
„Były piękne budynki. Tu u mnie zaraz za parkanem był taki piękny, przedwojenny budynek, gdzie wszyscy się już wyprowadzili i nikt nie mieszkał. Z werandami, balkonami, ale zaczęli mieszkać bezdomni i ten dom się spalił. Palił się jak zapałki, bo był całkiem drewniany. Drugi przy ulicy sąsiedniej też był drewniany. Ludzie porozbierali na deski. I teraz w krzakach nie widać, że tam jest dom”.
Barbara Szewczyk
Kamienica czynszowa
„Wtedy Al. Piłsudskiego to była ulica Henryka Sienkiewicza – wyłożona kostką brukową granitową. To była bardzo dobrze utwardzona droga. Dziadek mówił mi, że jak niemieckie tygrysy jeździły po piaszczystej, nieutwardzonej ulicy Kombatantów i wjeżdżały z impetem na ulicę Sienkiewicza, to tam zakręcały i wyrywały te kostki. Po wojnie widziałem sam, że tam były dziury i kostka była wyłuskana przez gąsienice Niemców”.
Bogdan Piątkowski
„Domów było mało. Były piękne ogrody, drzewa. Część była zalesiona”.
Barbara Jaździk
„Praktycznie nie było ulic. Żadnych ulic ani chodników. Jedyna droga jaka była, to ze Starej Miłosnej do Sulejówka wybudowana z kostki granitowej w latach 20. dla Piłsudskiego, żeby on mógł tutaj dojechać. I dzisiaj ona się nazywa Al. Piłsudskiego”.
Barbara Jaździk
„Tatuś wybudował z resztek tego wszystkiego taki mały domek. Wynik był taki, że zabrali nam ten dobrze wyposażony domek, bo to był sklep z pokoikiem na zapleczu, kuchnią i ubikacją. Wszystko podłączone było pod wodę. Jak sklep PSS wziął na gospodarstwo domowe, rozwalił ścianę pomiędzy sklepem a zapleczem i dach się zaczął walić. Tacy byli mądrzy. Zalali ujście od szamba cementem i ten domek później to był obraz nędzy i rozpaczy. Za nędzne pieniądze sprzedałam go hydraulikowi”
Barbara Jaździk
„Na naszej ulicy to był tylko nasz dom i dom babci na zakręcie, tu gdzie teraz te samochody stoją. Były dwa domy na tej naszej ulicy po parzystej tej stronie, a na nieparzystej były babci siostry. Takie dwie wieże były. To był parterowy dom. Obok był parterowy murowany Lasockich i trzeci drewniany dom tej babci, której mąż umarł młodo”.
Wanda Łabędź
„Był jeszcze w poprzek taki duży murowany dom. Ten dom Niemcy spalili w 1939 r. Tam była mydlarnia”
Wanda Łabędź
„Górka była tam, gdzie teraz domy są od strony Bema. Naprzeciwko był dom, gdzie policja mieściła się, a na rogu tego domu był sklep spożywczy. Tam bułeczki zawsze były. A od podwórka był fryzjer”.
Wanda Łabędź
„Na tej górce był taki drewniany dom żydowski. Starsze dzieciaki tam chodziły i śmiali się z tych Żydów, jak oni odprawiali modły. Nie wiem, czy Niemcy spalili ten dom, czy jeszcze przed tym był rozebrany”.
Wanda Łabędź
„To był malutki domek 39 metrów. Wynajęłam jak chciałam mamę sprowadzić. Znajomi cioci Geni z Długiej Szlacheckiej uprosili tego pana, bo był samotny, żeby mnie przyjął na mieszkanie. To był inwalida”.
Jadwiga Pieńkowska
„Światła nie było. Ulice nie były oświetlone. Nie było chodników. Nie było asfaltów”.
Jadwiga Pieńkowska
„Zamieszkałam w 1975 r. W sąsiedztwie były już domy pobudowane. A tutaj krzaki. Na mojej ulicy to były jeden dom, drugi, trzeci. Cztery pięć domów było na ul. Wysockiego. A teraz to ile domów jest”.
Jadwiga Pieńkowska
„To był dziki gaj. Nie było wszystkich zabudowań. Od ulicy Matejki pierwsze zabudowania to były, gdzie mieszkali moi krewni. Tam mieszkała moja ciotka. A tu wszystko to był las”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Pierwsza posesja to jest dom państwa Ziółkowskich. To jest nasza posesja”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Każdy dom miał swoje szambo. Nasz dom był duży. Przyjeżdżał taki jegomość z wiadrem i wybierał. Śmierdziało wtedy okropnie. Ale mieliśmy u Elgasa wodę. Był hydrofor i woda była doprowadzona do kuchni. Tylko w kuchni był kran i zlew, z którego można było wylać ścieki. Bardzo nieliczne domy w Sulejówku miały kanalizację”.
Andrzej Sawelski
„Następny okazały budynek długie lata stał pusty. To było miejsce naszych zabaw. Dwupiętrowy dom był znakomitą twierdzą. W 1939 r. mimo tego, że miałem 5 lat pamiętam, jak się ten dom wznosił. Pracowali koźlarze. Pan wie, kto to byli koźlarze? Nosili na plecach cegły na budowie, bo nie było dźwigów, wind i to było takie specjalne urządzenie drewniane, na którym układało się ileś cegieł. I ci, którzy to nosili te cegły na budowie, to byli koźlarze. Ja pamiętam tych koźlarzy, bo potem nigdy więcej już nie było okazji do zobaczenia, bo to się już inaczej odbywało”.
Andrzej Sawelski
„Była dosyć duża działka Pani Niemirowicz. Dom stoi. Wtedy zawsze był bardzo ukwiecony. Alejka dalii od furtki, a dom obrośnięty pnącymi różami. Bardzo to pięknie wyglądało. I to było po lewej stronie”.
Andrzej Sawelski
„Perspektywę zamyka dom przy ul. Reymonta. Był to dom profesora Cholewy. Profesora licealnego. On był nawet chyba dyrektorem szkoły przed wojną. Pamiętam go już jako emerytowanego nauczyciela. Ten dom został odnowiony i wygląda tak jak 50 lat temu”.
Andrzej Sawelski
„Działka narożna była pusta. Później to był dom Państwa Maciejewskich. Nie wiem dlaczego zniknął niedawno. W tym budynku mieściła się knajpka i sklep. Klientów na kupowanie i na wyszynk było bardzo niewielu. Nawet wiem, kto tam przychodził. Na piętrze zamieszkali przesiedleńcy, którzy pojawili się w Sulejówku z różnych sfer”.
Andrzej Sawelski
„Zanim ktoś wybudował dom, to najpierw budował domek gospodarczy, żeby nie płacić i nie mieszkać u kogoś oraz dopilnować tego, co na placu się robiło”.
Irena Galińska
„To było osiedle [Sulejówek] Nasz dom był piętrowy. On stoi do dzisiaj. Trochę inaczej wyglądał. Tam w ogóle był las, jeden dom i sad. I jeszcze naprzeciwko był dom, w którym mieszkał lekarz Chodziejewski. On miał radio. Nastawiał je często głośno. Kiedyś był koncert Kiepury. Myśmy mieli tylko na słuchawki – tośmy się pod bramą ustawili. Nastawił głośno ten głośnik i wtedy ten Kiepura śpiewał na samochodzie. Takie wspomnienia są. A teraz to pełno tych domów”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Mieszkali w tym samym domu, co Marszałek. Jak się wchodziło z tej głównej ulicy od dworca, to po prawej stronie był drewniany domek. Często odwiedzałam koleżankę Jadzię Maciejewską. Jeszcze był Zbyszek Maciejewski. On gdzieś później wyjechał za granicę”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Po alejce [z Helina do lasu] zostało kilka rachitycznych sosenek, bo to nie było pielęgnowane. Używane. Na tej wydmie postanowiono wybudować nasze domy. Ludzie byli niezadowoleni, że jak to? Profanacja!”
Franciszka Żerańska
„Za tą górką, za tą ulicą, ona się Południowa chyba nazywała, był taki domek drewniany. Tam były wylewiska wiosną. Takie właściwie bagnisko. Tam lądowały kukuruźniki, takie małe dwupłatowe rosyjskie. To były takie sensacje dla chłopaków w całej okolicy, bo myśmy przybiegali jak samolot wylądował i oglądali to widowisko. Dla mnie taka była wojna”.
Jerzy Madej
„Sulejówek nie mógł się zdefiniować. Był taki okres, że np. był uzdrowiskiem. Administracyjnie należał do gminy Okuniew. To najstarsza miejscowość notowana jeszcze za czasów Jana Kazimierza. Tam był dwór. Majątek i zamek należały do rycerza Okunia. Był też kościół parafialny. W nim był chrzczony np. mój ojciec, który urodził się tutaj po drugiej stronie torów, gdzie jest teraz poczta. Więc w Sulejówku mieszka już czwarte pokolenie tych Dowjatów”.
Janusz Dowjat
„Wtedy oczami dziecka to wszystko było dla mnie piękne. W ogóle podwórko było większe, kiedy ja tam mieszkałam, bo nie było tej drogi, tej ulicy. Jak ona się nazywała? Dworcowa. I ona zabrała nam podwórko, dzieciakom. Mieliśmy tam piaskownicę. Kolega, który na dole mieszkał, niestety nie żyje, trenował nas, dwie dziewczyny. Natomiast chłopaków chyba sześciu, bo przychodzili sąsiedzi więc musieliśmy na podwórku skakać w wyż, w dal w piłkę w nogę. Ja nawet mam zdjęcie spod choinki, gdzie jestem jedyną dziewczynka w spodenkach, bo się nie chciałam za Chiny ubrać w sukienkę. Ja tylko z chłopakami się bawiłam. Także…. Co jeszcze o tym domu…? No mówię to podwórko było większe. Ta odległość naszego podwórka do torów to była też fajna bo była łąka. Piękne kwiaty, znaczy kwiaty takie, które na łące rosną. Tam po łące też żeśmy biegali”.
Hanna Drzewiecka
„Littoria była znana. Jak te stawy były jeszcze niezakopane to było jak jezioro. Dwie nawet takie wyspy, po których biegaliśmy. Teraz to zakopali. W ogóle nie wiem co się tam dzieje, a w tamtych czasach to okoliczne dzieciaki pruły płot. Potem już Puczniewscy nawet nie reperowali i cały Sulejówek przyjeżdżał na łyżwy. Tam się działo! Super”.
Hanna Drzewiecka
„Babcia przeprowadziła się do domu córki Krystyny w 1960 r. Została już tylko ciocia Halina, która mieszkała na górze, i fryzjer. Do mieszkania po moich rodzicach sprowadziła się, bo się spaliła na Żurawce, pani Drążek. Mieszkania były wynajmowane, a rodzina zaczęła się stamtąd usuwać”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Dom został rozebrany”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Dworzec się strasznie zmieniał. Na starej stacji był jeden peron – tak jak to teraz na linii otwockiej. Z takim budynkiem na środku tego peronu – z napisem Sulejówek. Tam była kasa i poczekalnia. Na początku lat 60. były ławki, ładne okna… Takie normalna poczekalnia dworcowa. Dostawało się kartonowy bilecik na tekturce. To się zmieniało. Najpierw kasa została opancerzona, czyli okna kasowe zyskały kraty a zniknęły szyby w oknach tej poczekalni – zastąpione dyktą. Potem zniknęły ławki, a w końcu rozebrano cały dworzec”.
Wojciech Hyb
„Kiedy zostałam przewodniczącą rady, wytyczyłam pewne cele m.in. wyprowadzenia z dworku przedszkola. Ta sytuacja zaowocowała tym, że jako jedną z pierwszych uchwał podjęliśmy właśnie uchwałę intencyjną o przekazaniu dworku Fundacji Rodziny J. Piłsudskiego. Od tego momentu sprawy nabrały, że tak powiem, rumieńców. Zaczęły się intensywniej toczyć. Intensywniej na tyle, że sfinalizowaliśmy je w III kadencji. Pamiętam, byłam na spotkaniu u Państwa Onyszkiewiczów na Narbutta. Był też pan Komorowski. Dyskutowaliśmy, jak tę sprawę poprowadzić. Udało się zebrać sporo pieniędzy. Wyremontowaliśmy budynek po szkole nr 1 i dobudowaliśmy do niego parterowy budynek. Przeprowadziliśmy tam przedszkole”.
Elżbieta Krzak
„Nie było żadnych szos. Tylko główna droga do samej stacji do Sulejówka-Miłosnej była wysypana leszem. Także się kurzyło. W ogóle było biednie”.
Henryk Szuba
„Balustradę to mam z jakiegoś spalonego domu w Warszawie. Piece, mieliśmy piękne piece kaflowe, ojciec sprowadził z Wrocławia z jakiejś poniemieckiej wytwórni. Kolorowe, zielone, żółte, brązowe. Piękne były. Po całej Polsce jeździł i zwoził”.
Barbara Jaździk