rzemieślnicy
„
Mój dziadek, od pierwszych dni kiedy tu wrócili, założył własny zakład rzemieślniczy, gdzie zajmował się hydrauliką. Praktycznie do końca [pracował] w takiej spółdzielni, która nazywała się Budowa SPE. [Ona mieściła się] na ulicy Karczewskiej 18. (…) [Potem] zakład, który prowadził mój dziadek, przejął mój ojciec. Oni mieli ten swój warsztat na ulicy Chocimskiej.
”
Arkadiusz Wiśniewski
„[Jak] ojciec zmarł to wróciłem do domu, gdzie mama miała rewolucje różnego rodzaju z domem, bo ojciec był ciężkim krawcem. Szył jesionki, płaszcze, bryczesy. Mama [Janina z d. Sądzińska] nam opowiadała, że w czasie wojny nic nam nie brakowało, bo właśnie szył te bryczesy. (…) Mama jeździła na szmugiel. [Jak] ją kiedyś złapali i dowiedzieli się, kim ona jest, to ją bryczką do domu odwieźli. Ojciec miał ten warsztat, a że należał do gwardii ludowej i to było takie bezpieczne miejsce, to w szafach leżało paliwo, leżała broń. To wiem z jej opowiadań”.
Jerzy Wojciech Kołnierzak
„[Wtedy] przede wszystkim ludzie się poruszali na rowerach. Ojciec naprawiał tych rowerów bardzo dużo, bo nie miał kto naprawiać, [chociaż] rower można było naprawić mając 2 czy 3 klucze. (…) Ojciec miał te kluczowe [i] pół Miłosnej od niego pożyczało, bo niektórzy chcieli sami naprawić. (…) Społeczeństwo było biedne więc każdy kombinował, tak jak Polacy to potrafią. Nie było aut”.
Krzysztof Kolanek
„Na rogu ulicy Świętochowskiego i ul. Staszica był drewniak. (…) Tam był domek państwa Baliszewskich, gdzie pani prowadziła lodziarnię, jedną ze sławniejszych jakości lodów. Słyszałem, że Zielona Budka to brała od tej pani receptury, bo takie dobre lody robiła. Właścicielka również sprzedawała, handlowała. Nie zapomnę faktu, że lody były nie na kulki, tylko łyżeczką wydawane w takie stożki. Złotówkę kosztował ten lód, ale jak dzieci tam nie miały tej złotówki, tylko 50-70 groszy, to ta pani też sprzedawała. To było podejście takie właśnie handlowe, ale nie stricte takie materialne”.
Krzysztof Kolanek
„Naprzeciwko był zakład pana Żebrowskiego Antoniego. Zakład szklarski. Później przebranżowił się w zakład przerobu gumy czyli robił oponki do wózków dziecięcych – oponki bez powietrza, bo kiedyś tylko takie było – do hulajnóg, do rowerków trójkołowych, które też nie były pompowane”.
Krzysztof Kolanek
„Po przeciwnej stronie [był] wybudowany wielki blok jak na tamte czasy, dwupiętrowy. Właścicielem był pan Kazimierz Hryniewiecki, znana osoba, który w podwórku miał masarnię czyli zakład mięsny z ubojnią i sklepik od strony ul. 1. Maja [obecnie ul 3 Maja]. Na górze mieszkali lokatorzy. To był bardzo duży budynek wielorodzinny. Tę firmę na mocy ustawy ówczesnych władz przejęła Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska”.
Krzysztof Kolanek
„Idąc wcześniej, gdzie teraz jest bazar a ulicy Krasińskiego była piekarnia GS-owska, gdzie piekli pyszny chleb, według starych receptur. [A] na ulicy Głowackiego, gdzie teraz stoją bloki, był lasek sosnowy i górka. Tam był wielki staw. (…) Nazywaliśmy go żydowski. Nie wiem, dlaczego go tak nazwali. Tam żeśmy w zimę zjeżdżali z górek na sankach. Ale jak piekarnia piekła chleb, to cały rejon Sulejówka Miłosnej czuł zapach chleba. Zapach chleba. No taki pobudzający takie ślinotoki. Teraz przy piekarniach nic nie czuć i wiadomo, co się robi. (…) Głównym kierownikiem był pan Waldemar Ochnia. Będąc tam kiedyś z kolegami z klasy, chcieliśmy tego chleba spróbować, bo głodni byliśmy. Piekarze tam piekli, [a] mówimy: czy możemy coś pomóc? Spojrzeli i [odpowiedzieli]: „My nie możemy dzieci zatrudniać, ale jak chcecie, to będziecie chleb kładli na sztorc w takie sztalugi, na takie regały.” Dali nam rękawice, bo to gorący chleb, skórzane, duże i żebyśmy pomogli. [Potem] on nam jeden bochenek chleba dał i żeśmy sobie [go] porwali, bo nawet tam noża nie było”.
Krzysztof Kolanek
„Ta piekarnia GS-owska to należała do rodziny Płochockich. To była rodzina taka właśnie inteligencka, rzemieślnicza. Jeden z członków tej rodziny posiadał młyn na Żurawce, tutaj, na ulicy Okrzei, a teraz ta ulica się inaczej nazywa. Tartak był państwa Jarzębskich na górce. A górka nazywała się Kobylarz, tam wszystkie dzieci zjeżdżały na sankach i nartach”.
Krzysztof Kolanek
„[Wtedy] widzieliśmy jak ten chleb kierownik wyrabia. Robił ręcznie kajzerki. Patrzyłem, jak pięknie te zwoje wychodzą – dzisiaj to robi maszyna, [a] on to ręcznie robił. Ta kajzerka miała zupełnie inny smak, tak jak i ten chleb, tak jak i to wszystko. Miała swoją wagę. Nie była tak, jak dzisiaj. (…) Zjadło się kromkę chleba [i] człowiek był syty. Może to były takie czasy, że trochę biedniej było, ale mam ten smak do dzisiaj”.
Krzysztof Kolanek
Izabella z Turskich i Bolesław Siekierscy
Barbara Pasińska-Kruk, Marek Pasiński
Izabella z Turskich Siekierska
Barbara Pasińska-Kruk, Marek Pasiński
Bona z dzieckiem państwa Siekierskich
Barbara Pasińska-Kruk, Marek Pasiński
Zdun przy pracy
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
Cukiernia
Barbara Pasińska-Kruk
„Rzemieślników za bardzo nie było. Jakiś szewc gdzieś czasami się pojawił. Ale to z reguły był na dosyć bardzo krótki czas”.
Wojciech Hyb
Marek Kwiatkowski