Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Elżbieta Krzak
„Jak już wkroczyli Rosjanie to za naszym domem ustawili katiusze. Prawdopodobnie ten dom już by się rozleciał całkiem, ale je przebazowali potem. Przenieśli je bardziej jakoś na wschód chyba, tam gdzie wolna przestrzeń, bo za naszym płotem rosły takie sosny. Oni je pod tymi sosnami na początku ulokowali”.
Elżbieta Krzak
„U nas kwaterowali Rosjanie. Przyprowadzali takiego białego konia, który był prawdopodobnie z cyrku, bo robił różne sztuczki. Wozili mnie na tym koniu, przez co ja miałam taki duży sentyment do żołnierzy radzieckich”.
Elżbieta Krzak
„W wieku lat 5 czy 6 wyjechaliśmy do Olsztyna. Ojciec został tam skierowany do uruchomienia parowozowni. To się przedłużało. Ponieważ miał tam mieszkanie, ściągnął nas”.
Elżbieta Krzak
„Kiedy wróciliśmy z Olsztyna z powrotem, chodziłam do szóstej, siódmej klasy. Niewiele było sklepów, chociaż przed wojną podobno było bardzo dużo. Bazar był jeszcze przy Armii Krajowej, gdzie teraz jest zwarta zabudowa wielorodzinna. Na rogu jest sklep Malinka. Tam była piekarnia, która zaopatrywała mieszkańców w pieczywo. Zresztą chyba było cztery piekarnie na terenie Sulejówka: pana Kochańskiego, Górkowej, Piaseckiego przy bazarze – jak Głowackiego i te bloki”.
Elżbieta Krzak
„Był tzw. sklep w lasku na ul. Sejmowej. Dzisiaj już nie funkcjonuje. Były też ze trzy prywatne, ale walczono z tą prywatną inicjatywą. Był u Baliszewskich przy straży, u pani Wysockiej, gdzie można było kupić tak zwane banany tudzież suche, ciepłe lody. Jakąś śmietanę zawsze miała, po którą nas rodzice wysyłali i można był polizać z tego. Potem moje dzieci to samo robiły. To wszystko”.
Elżbieta Krzak
„Nie było kina. O ile wiem przed wojną dosyć mimo takiej małej liczby mieszkańców było rozwinięte życie kulturalne, społeczne, bo było mnóstwo stowarzyszeń. Ludzie się jednak starali wykazywać jakąś aktywnością. To było bardzo fajne, co niestety zaniknęło po wojnie”.
Elżbieta Krzak
„Szkoły nie miały wtedy tytułów, nazw osobowych, mimo, że przed wojną obie szkoły były im. Marszałka Piłsudskiego. W latach 80, kiedy można było już nadawać imiona osób niepopularnych jaka była wojna między rodzicami ze szkoły nr 1 w Sulejówku i 3, bo każda chciała mieć imię Marszałka Piłsudskiego. Wtedy salomonowe rozwiązanie wymyślono, że ta szkoła jest im. Marszałka Piłsudskiego a ta druga I Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.
Elżbieta Krzak
„W 1983 r. liceum zaczęło starania o nadanie imienia. W 1984 r., byłam wtedy inspektorem oświaty, szkoła dostała imię Ignacego J. Paderewskiego. Czwarta szkoła dostała imię Korczaka”.
Elżbieta Krzak
„Bracia Smolakowie osiedlili się w Miłosnej w pierwszej połowie lat 20. XX w. Byli dziećmi Jana i Karoliny Smolak. Jan był kowalem w Koniku, miejscowości oddalonej od naszego miasta o ok. 3 km. Jego kuźnia była przy szosie Warszawa-Terespol”.
Elżbieta Krzak
„Rodzina była wielodzietna, ale dorosłego wieku dożyło czterech synów: Józef, Wacław, Aleksander i Marian oraz dwie córki: Marianna i Janina. Wszystkie dzieci kowala uzyskały wykształcenie i skończyły czteroklasową szkołę podstawową”.
Elżbieta Krzak
„Józef, urodzony w 1895 r., po ukończeniu szkoły oddany został do terminu, gdzie najpierw został czeladnikiem, a potem miał przygotowywać się do egzaminu mistrzowskiego. Syn Jana zmienił jednak zdanie i zatrudnił się jako kowal w parowozowni Warszawa Wschodnia”.
Elżbieta Krzak
„Kiedy w czasie I wojny światowej, Rosjanie ewakuowali parowozownię (maszyny i pracowników), Jan trafił w głąb Rosji do Kaługi. Powrócił stamtąd do kraju już jako żonaty mężczyzna po zakończeniu wojny. Podjął pracę na kolei w parowozowni W-wa Wsch. Najpierw mieszkał w Warszawie na ul. Wileńskiej. Dopiero potem wynajął mieszkanie w domu państwa Jurkowskich przy ul. Świętochowskiego. Obecnie dom ten już nie istnieje”.
Elżbieta Krzak
„Maria z Filemonowiczów miała duszę artystyczną. Po dwóch latach zostawiła męża z córkami, wzięła gitarę i wyjechała w siną dal. Wtedy Józef uzyskał unieważnienie związku i ożenił się po raz drugi z Heleną z Wyżnikiewiczów (ur. w 1905 r.). Razem zakupili działkę budowlaną przy obecnej ul. Niemojewskiego, gdzie wybudowali dom piętrowy siedmioizbowy z dwoma wyszklonymi werandami. „W 1939 r. urodziła mu się kolejna córka – Elżbieta oraz syn Andrzej w 1942 r”.
Elżbieta Krzak
„Drugi z braci Wacław ur. w 1898 r. po ukończeniu szkoły podstawowej pomagał ojcu w kuźni. Jako młodzieniec zatrudnił się na kolei. Pracował w wagonowni na stacji Warszawa Praga. W 1930 r ożenił się z Heleną z Rasuńskich (ur.1900 – zm. 1969). Młodzi początkowo zamieszkali w pokojach na piętrze w domu brata Józefa. Tu 15 stycznia 1931 r. urodziła się im córka. Druga córka, Barbara, po zakupie działki przy obecnej ulicy Wilsona 4 i wybudowaniu tam domu, przyszła na świat 4 września 1932 r. Dom w niezmienionym kształcie stoi do dnia dzisiejszego”.
Elżbieta Krzak
„Najmłodszy z braci też był kolejarzem. Prowadził pociągi jako maszynista. Nie dorobił się własnego domu. Jedynie trzeci z braci Aleksander został kowalem i przejął po ojcu kuźnię w Koniku”.
Elżbieta Krzak
„Przypominam sobie tylko dom państwa Miziarskich i dom państwa Szulimów, który był jakoś w budowie. Kiedy bawiliśmy się w tym domu, były jakieś naloty. Rodzice truchleli, że nas nie ma, a myśmy się przyczaili w tym budowanym budynku. To może jest jedno, że tak powiem, mocne przeżycie i może stąd pamiętamy”.
Elżbieta Krzak
„Wokół mojego domu szczerze mówiąc też nie było żadnych zabudowań. Tylko naprzeciwko był dom państwa Kowalczyków. To taki dom czynszowy, bo kamienice to sobie zaraz inaczej wyobrażam. Rozbudowana willa powiedziałabym, ale tam mieszkali lokatorzy. A w koło było pełno właśnie wolnej przestrzeni”.
Elżbieta Krzak
„Pamiętam cudowne ścieżki z białym piaskiem, który się wypłukiwał po deszczu i te kałuże takie płytkie, ciepłe, wspaniałe. Czysta woda w nich była. Naprawdę to była duża frajda. A za moim płotem były jakieś takie duże kępy traw, które tak dziwnie rosły, że wyglądały jak gniazda. Wysoka trawa, a w środku było wgłębienie. Myśmy bardzo lubili się tam bawić”.
Elżbieta Krzak
„Moi rodzice wynajmowali na okres wakacyjny na tzw. letniaki pomieszczenia ludności żydowskiej. Zawsze były ciepłe wspomnienia moich rodziców o tych ludziach. Nawet gdzieś w starym albumie miałam zdjęcie pani Milusi, która na jednym zdjęciu była sama. Miała długie kolczyki, grzywkę i tak jakoś niesamowity wygląd dla mnie jako dziecka. To była bardzo piękna kobieta. Na drugim zdjęciu była ze swoim synem kilkuletnim z jakiś takim pluszakiem”.
Elżbieta Krzak
„Pamiętam jeszcze taką apteczkę, którą mieliśmy długie, długie lata. Zrobiona była przez jednego z tych letników, który w Warszawie prowadził aptekę. Ponieważ dobrze się te stosunki układały to zrobił mojej mamie taki prezent w postaci tej apteczki w pełni wyposażonej w różne takie tam medykamenty podstawowe”.
Elżbieta Krzak
„Z czasów okupacji pamiętam taki incydent wielu płonących domów w Miłośnie i wielu opuszczonych, opustoszałych domów. Niedaleko mnie był taki dom Brylów. Tak się go nazywało, ale nie wiem dokładnie, czy rzeczywiście ten właściciel tak się nazywał. To był taki duży drewniany dom letniskowy. Chodziliśmy się tam bawić na werandach, bo do środka dzieci się bały wchodzić. Zawsze jedno drugie straszyło czymś. Prawdopodobnie te liczne pożary, które ja zapamiętałam, wiązały się prawdopodobnie z wypędzeniem Żydów stąd do getta Warszawskiego”.
Elżbieta Krzak
„Wracaliśmy z Zorzy od stryjenki. Szło się tak na przełaj. Koło naszego już domu biegła droga, obecna ul. Przybyszewskiego. Jak zobaczyłam dom podobno zaczęłam biec do niego. W tym czasie jechał samochód z gestapo czy ktoś taki. W każdym razie oni przejechali, ale mnie się udało przed nimi przebiec. Kiedy opadł ten cały kurz, mama dopiero odetchnęła, bo sobie już wyobrażała, że ja tam poległam”.
Elżbieta Krzak
„Stałam sobie przed furtką i szedł Niemiec i chciał dać mi czekoladę a ja powiedziałam: idź sobie Niemcu”.
Elżbieta Krzak
„Ojciec – wiadoma sprawa robił tzw. fuszerki. Z materiałów, które były na części zamienne do parowozów robili siekierki. Wynosili i sprzedawali. To był wtedy odruch patriotyczny, dziś to by było naganne”.
Elżbieta Krzak