Przejdź do treści

przyroda

„Dziadek generalnie był ziołolecznikiem, zielarzem. Zajmował się zbiórką ziół, przeróbką tychże i dostarczaniem do aptek. Gdzieś tam chodziła taka informacja, że przed wojną, przy Hożej miał swoją aptekę. (…) Z zawodem dziadka związana jest taka ciekawa historia. Otóż chodząc tutaj po okolicznych lasach głównie na północy, [gdzie] był poligon wojskowy jeszcze związany z okresem zaborów [i] jakiś ośrodek artylerii w jednostce wojskowej, (…) dziadek zaprzyjaźnił się z wilkiem. Oswoił go i ten wilk mieszkał z dziadkiem do końca. Już w czasie wojny, czując śmierć odszedł i zostawił dziadka. Zdechł gdzieś tam w lasach”.

Janusz Cymborski

„Dziadek miał wspaniały sad, wspaniały ogród, zwierzątka. Do tego stopnia, że wszystkie gatunki ziół, jakaś dzika róża, czarny bez z tych, które pamiętam. Masę tego rosło, strasznie dużo pszczół, os i innego robactwa fruwającego. Także byłem kąsany 100 razy w ciągu każdego lata i dzięki temu jestem odporny, nie jestem alergikiem ale to jest odrębny temat”

Janusz Cymborski

„Dziadek w rzeźni w Rembertowie zamawiał beczkę krwi i to wylewał pod róże. Miał piękne róże, wspaniałe. To, co tam było w (…) ogrodzie, to była sama śmietana. Agrest jaki wspaniały był, czereśnie, wiśnie. Jako mały chłopiec zjadałem po kilogramie wiśni dzień w dzień, już nie mogłem. Chyba 3 czy 4 wiśnie, drzewa wiśniowe pełne owocu. (…) Tutaj miliony owadów latało w powietrzu, pszczół, co któraś posesja miała ule. Urodzaj był niewyobrażalny tych owoców, grusze, jabłka, śliwki, wszystko”.

Janusz Cymborski

„Sulejówek przed wojną to była bardzo zdrowa okolica. Przede wszystkim bór sosnowy, dominacja sosny, pola pełne wrzosów i innych polnych roślin, to znaczy ziół. Tutaj ziół było dostatek i właśnie zbieraniem ziół zajmował się zarówno dziadek jak i właśnie siostra żony, czyli ciocia Kostusia. Władysława [żona dziadka już] mniej, ponieważ na jej głowie były dzieci i dom. Pomagała jej w tym służąca”.

Janusz Cymborski

„W okresie Gierka wprowadzono politykę pozyskiwania gruntów rolnych. (…) [Wtedy] zrujnowano Sulejówek totalnie. Przeorano wszystko, wycięto, wykarczowano, zdewastowano Sulejówek. To była tutaj polityka bolszewicka. Chodziło o wymazanie pamięci Marszałka, o zatarcie śladów. Potworzono działeczki po 600 metrów, [a] inne [po] 900-1000 metrów.(…)  Pod koniec lat 70. [XX wieku] doszło niemalże tu do katastrofy biologicznej. Zimą, [ponieważ] Sulejówek nie był zgazyfikowany, palono węglem i smog unosił się taki, że naprawdę można było się zatruć. Mało się nie zatrułem. Jeździłem w tym czasie na studia i wracałem z uczelni spodziewając się, że odetchnę świeżym powietrzem w Sulejówku jak zawsze. Była jednoznaczna różnica w jakości powietrza wyczuwalna. Pociągiem zabierało się powietrze warszawskie, [a] wychodząc na stacji w Sulejówku pełnymi płucami wciągało się to czyste powietrze sulejóweckie. [Zima] smog był potworny i woda niezdatna do picia”.

Janusz Cymborski

„Jako młody chłopaczek miałem do dyspozycji ok 100 ha tj. od Piłsudskiego do połowy Woli Grzybowskiej. To wszystko był las. Dwie, trzy posesje ogrodzone, a reszta to wszystko [był] wolny teren i można się tam było wspaniale bawić, wspaniale zajmować. Szkopówka to były łąki i pola. Dominowały wrzosy. Jak kwitły te wrzosy to tak wszystko [było] na fioletowo. Później kaczeńce, to na żółto. Piękne te okolice były, wspaniałe. (…) Z tego wczesnego dzieciństwa, czyli okresu na początku lat 60. [XX wieku] pamiętam wspaniałe polany na poligonie. Często chodziliśmy na biwaki. Ciocia Kostusia zabierała nas, całą ferajnę dzieciaków i tam sobie przesiadywaliśmy a ciocia zbierała zioła, hubę i takie tam różne. Niestety zmarnowałem wiedzę cioci, bo ta książka Kneippa to nic w stosunku do wiedzy, jaką miała moja ciocia na temat ziół. Na wszystko miała te zioła, dożyła 99 lat. (…) Z ciocią jest ciekawa historia, związana z jej życiem osobistym. Otóż jej narzeczony poszedł na pierwszą wojnę światową i zginął. Ona mu dochowała wierności do końca, po grób. Taka to była miłość”.

Janusz Cymborski