szkoła w Sulejówku
„To był [19]38 r. Miałem 7 lat, więc pora [była] się uczyć. Rodzice byli zadowoleni, bo akurat uruchomiona została szkoła powszechna imienia Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Poszedłem do pierwszej klasy, o czym świadczy zresztą zaświadczenie szkolne, które posiadam i które chętnie okazuję. W ten sposób, korzystając z możliwości nauki tutaj, skończyłem szkołę powszechną, [chociaż] nie było możliwości [uczyć się potem] w oryginalnym budynku. Obywatele Sulejówka posiadający większe wille m.in. znana postać, pan Albrecht, posiadający tu dużą posiadłość i będący właścicielem znanej kawiarni w Warszawie, Ziemiańska, (…) Państwo Sachs, [i in.]. (…) To trudno zapamiętać te rzeczy. W każdym razie po kolei w ten sposób przeszedłem cała szkołę powszechną i następnie skorzystałem z możliwości nauki w gimnazjum w Woli Grzybowskiej, (…) uzyskując tak zwaną w tamtych czasach małą maturę”.
Tadeusz L. Gawłowski
Fotomontaż wykonano podczas letnich warsztatów Dokumentowanie codzienności dofinansowanych ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu "Patriotyzm Jutra 2021".
Andrzej Bieniewski trzyma elementarz Mariana Falskiego z ilustracjami Jana Rembowskiego, klasa w baraku, 1958/59
Andrzej Bieniewski
Dzieci ze świetlicy szkolnej; inscenizacja przygotowana przez świetliczankę, panią Grajner z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka, prawdopodobnie 1960
Bożenna Gniado
Klasa VII,1965
Andrzej Bieniewski
Klasa w szkole w baraku, z tyłu pani Sudnik
Andrzej Bieniewski
Przedwojenna szkoła
Marek Kwiatkowski
Wiktoria Pierzyńska, Elżbieta i Jolanta Iwankiewicz przed willą Wanda
Jerzy Kołnierzak
Elżbieta Iwankiewicz i Wiktoria Pierzyńska przed willą Wanda
Jerzy Kołnierzak
Klasa szkolna przed willą Wanda
Jerzy Kołnierzak
„Szkoła podstawowa to była w tym baraku, którego już nie ma. Potem mieliśmy okazję przejść do nowego budynku liceum. Tam się mieściła podstawówka i liceum. Szatnię podstawówka miał po lewej stronie, a liceum po prawej. Każdy patrzył, że chce jak najszybciej mieć po tej drugiej stronie dostęp i przejść do liceum. W baraku były sale lekcyjne jeszcze bardzo starego typu. Pamiętam ławki były z dziurami na kałamarze. Wszystko oczywiście drewniane, często spróchniałe, woń takiej wilgoci… Była też sala gimnastyczna w tym baraku. Także nie trzeba było wychodzić na dwór. Tam były zajęcia z drabinki. Po szkole podstawowej przeszłam z jednej szatni po lewej stronie, do szatani po prawej stronie. Skończyłam tutaj liceum”.
Elżbieta Puczniewska-Pyszyńska
„W czasie, kiedy byłem zapisywany do pierwszej klasy nie było wymogów mundurków. Dla mnie wielkim przeżyciem było, że miałem komplecik jersejowy, ponieważ ojciec mój jak wychodził z Warszawy w pierwszych dniach września to wstąpił do domu braci Jabłkowskich przy ulicy Brackiej, gdzie wszystko co było na półkach, było rozdawane mieszkańcom. Ojciec pamiętając o tym, że synek pierworodny Januszek będzie szedł niedługo do szkoły, wziął właśnie taki komplet jersejowy granatowy i zamiast tornistra niewielką walizeczkę. Przeżycie było ogromne, ponieważ walizeczka miała zamknięcie i kluczyk na sznureczku. Oczywiście przy pierwszym wymarszu do szkoły ten kluczyk zginął, ale walizeczka długo mi służyła”.
Janusz Dowjat
„Szkołę powinnam zacząć w 1939 r. pierwszego września. Byłam już zapisana do szkoły podstawowej, której kierownikiem był profesor Kulka, ale niestety wybuchła wojna. W związku z tym szkoła się nie rozpoczęła. Zaczęła się dopiero w 1940 r. To był luty albo marzec. Nie pamiętam dokładnie teraz w tej chwili. Ponieważ byłam zaprzyjaźniona z dwójką kolegów o rok ode mnie starszych to powiedziałam, że powinnam chodzić razem z nimi do jednej klasy. Jak oni odrabiali lekcje to ja również z nimi odrabiałam. W związku z tym pan kierownik zgodził się na to i swoją edukację zaczęłam od klasy drugiej w szkole podstawowej w Sulejówku”.
Barbara Borodzik
„Ta szkoła była w jakimś prywatnym domu. Pierwsza, druga i trzecia klasa, bo szkoły jeszcze nie można było otworzyć. Nauczyciele szybko się zorganizowali w Sulejówku. Pozbierali dzieciaki i zaczęli od razu uczyć. Szczególnie te małe dzieci. Pani Mikołajczyk tam była. […] Niemieckiego mnie nie uczyli. Uczyli mnie czytać i pisać po polsku”.
Barbara Borodzik
„W lutym 1945 roku poszłam do szkoły. Budynek szkoły powszechnej im. Marszałka był wtedy jeszcze zajęty przez Rosjan. Także ja chodziłam do pierwszej klasy do Willi Szewczenko. To było na ulicy Reymonta, gdzieś w okolicy ulicy Akacjowej. To były dwa pokoje. W jednej salce odbywały się lekcje innej klasy. Właściwie to tam nic nie było. Uczniowie przynosili z domu krzesła, żeby było na czym siedzieć”.
Anna Cwalinowa
„Dopiero od roku szkolnego 1946/47 zajęcia były w budynku starej szkoły, czyli tym przedwojennym, niedokończonym, bo tak się złożyło, że nie był dokończony. Z tym, że ta nazwa utrzymywała się. Na pieczątkach, świadectwach z klasy trzeciej i czwartej bodajże jest ten napis Szkoła Powszechna im. Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.
Anna Cwalinowa
„Po lewo schodziło się po schodkach. To było takie półpięterko. Tam była klasa. Po lewo kancelaria. Klasy były duże. Duże pokoje były. Był ogromny hol. I z holu na południe po prawej stronie była ogromna sala, klasa i wejście było do tak na zachód, wejście do szatni. Później była stołówka. Świetlica. Z biegiem lat to pomieszczenie zmieniało swoje przeznaczenie. Wchodziło się po bardzo stromych schodach na górę. Na piętrze był taki sam rozkład. Duży hol, po lewo klasa, pokój nauczycielski i po prawo też klasa. Wchodziło się jeszcze wyżej po schodach. Tam była jeszcze jedna klasa od południowej strony. I to był cały budynek”.
Anna Cwalinowa
„Kadra pedagogiczna była przychylna, jakoś taka opiekuńcza. Czuliśmy się jak jedna, wielka rodzina. Ja najbliżej szkoły mieszkałam, bo pięć kroków dosłownie, więc wszystkie kwiatki, czy rzeczy na święta klasowe przechowywaliśmy u mnie. Od początku byłam takim małym społecznikiem”.
Anna Kuczera
„[1948] Ławki były tak jak w szkole pruskiej. Scalone, połączone z blatem, takim skośny trochę. Kałamarze były w tych ławkach zamocowane. Piece kaflowe były, ale wiecznie było zimno. Oczywiście żadnych sal gimnastycznych. Tylko klasy. Bardzo liczne, bo jak miałam zajęcia w trzeciej klasie, to było nas ze 40”.
Anna Kuczera
„W V klasie szkoły podstawowej moją wychowawczynią w Sulejówku była Hanna Banaszek. Mieszkała w Wesołej. Mąż jej też był nauczycielem w liceum. Uczył WF-u. Później moją wychowawczynią była pani Klara Brzozowska, która została dyrektorem szkoły. Szybko zaaklimatyzowałam się w środowisku i miałam dobre układy z personelem pedagogicznym”.
Anna Kuczera
„Naszą woźną była pani Dąbrowska, która tutaj mieszkała. Taki herszt. Zawsze czekaliśmy, żeby dzwonek zadzwonił pięć minut wcześniej. Jak była jakaś klasówka prosiliśmy, aby pięć minut wcześniej zadzwoniła”.
Anna Kuczera
Codzienne życie
Henryk Szuba
„Dopiero od roku szkolnego 1946/1947 zajęcia odbywały się w budynku starej szkoły czyli w budynku przedwojennym, niedokończonym. Nazwa utrzymywała się, bo na pieczątkach i świadectwach z klasy trzeciej i czwartej był napis Szkoła Powszechna im. Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.
Anna Cwalinowa
„Aleksandra Piłsudska była przewodniczącą komitetu budowy szkoły i bardzo aktywnie tam działała. A moja babka [Zofia Śliwińska] z kolei była przewodniczącą koła przyjaciół szkoły i działała w tym komitecie szkolnym, bo przecież szkoła była budowana ze społecznych składek”.
Andrzej Borodzik
„Program był inny w czasie wojny niż przed wojną. Niemcy w Generalnej Guberni stosowali zasadę, ze uczy się do 14 r. życia. A dalej już nieobowiązkowo uczono, bo jak ktoś miał 14 lat, to miał iść do pracy. Dla starszych był typ rzemieślniczy i okrojony program. W 1941 r. miałem naukę języka niemieckiego. Pisanie było gotykiem, co już utrudniało sprawę. Nie było historii. Język polski był. Ale też pamiętam taki moment, kiedy nauczyciel kazał nam z podręczników wyrwać i wyrzucić wiersz. To był chyba wiersz Konopnickiej „ To za tego króla Jana przyszli posły i rozjemcę. Przybądź królu, ratuj Niemce.” Z powodu tego „ratuj Niemce” trzeba było wyrwać wiersz i wyrzucić”.
Andrzej Borodzik
„Moja edukacja się zaczęła w Baraku w klasie I a w roku szkolnym 1958/59 a moją wychowawczynią była pani Irmina Sudnik – po zamążpójściu Matyjaskowa.
Najfajniejsze były przerwy, które ogłaszała i kończyła woźna pani Szyszkowa – wielkim ręcznym dzwonkiem. Wrzeszczała na nas okrutnie: “Ja ci pokażę jak mój syn wróci z więzienia to ci da”!”
Andrzej Bieniewski