Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Dom rodziny Elgasów
ul. Piastowska 4
„Piętro nad nami mieszkał generał Stanisław Popławski ze swoim adiutantem Chuszczą, który był wtedy w randze chyba porucznika, a później był generałem okręgu pomorskiego. Generał Popławski mówił nawet trochę po polsku. Także rozmawialiśmy z nim często. Przychodził na takie rozmowy na podwórko przed domem i tam coś tam opowiadał. Ja tego nie słuchałem, bo byłem za mały”.
Andrzej Sawelski
„Jak pokazali się polscy żołnierze, polskie wojsko, to najpierw był szok, bo orzeł nie taki, bez korony. Dawniej to się mówiło kura. I guziki na mundurze, nawet oficerskim. Panie się wzięły za tych oficerów i wymieniły im te guziki na prawdziwe oficerskie guzki, bo było tego dużo w naszym domu, gdzie osiadł Pan Knedler, który przed wojną był producentem guzików i jakichś medali. Musieli się z tego bardzo szybko tłumaczyć, albo odpruwać”.
Andrzej Sawelski
„Działy się tu różne rzeczy, bo dom przyciągał uwagę tych osiadłych na jakiś czas żołnierzy, co szukali samogonu. To była właściwie główna waluta. Można było za to wszystko kupić. Czołg można było za to kupić. W Sulejówku były dwa duże, wojskowe szpitale. W Helinie i w szkole. Stamtąd wieczorem ci lżej poszkodowani przychodzili i sprzedawali, co się dało. Szlafroki i prześcieradła można było kupić. Ja miałem koszulę z prześcieradła albo kurtkę jakąś, bo się z tego szyło”.
Andrzej Sawelski
„Przyjechał kozak i przywiózł siodło. Oczywiście swojego kolegi. Z tego naprawy butów potem były. Ja sobie nie wyobrażałem, ile w siodle jest skóry różnorakiej. Miękkiej, bocznej, na zelówki. A którego dnia przyjechało dwóch czy trzech kozaków i przyprowadzili zapasowe, bardzo ładne, zgrabne konie do sprzedania. Był akurat Pan Sarniak, rolnik z Halinowa. Nabył te konie i pojechał. Za jakieś parę godzin przyjechali kozacy. „Gdzie te konie?” Koni już nie było i w końcu dali spokój. Jak sobie z tym poradzili, nie wiem. Nikt nie powiedział, gdzie one są”.
Andrzej Sawelski
„W domu Elgasa mieściła się jeszcze biblioteka. Wejście było od ulicy. Biblioteka była jeszcze jakiś czas po wojnie, a potem się zwinęła. Teraz to inaczej wygląda, to było niewielkie pomieszczenie”.
Andrzej Sawelski
„Nie było kanalizacji tylko tzw. sławojki. Każdy miał swoją. I jak o nią dbał, to miał czysto. Każdy miał także swoją komórkę z piwnicą – w oddzielnym budynku. Tam była pralnia”.
Andrzej Sawelski
„Każdy dom miał swoje szambo. Nasz dom był duży. Przyjeżdżał taki jegomość z wiadrem i wybierał. Śmierdziało wtedy okropnie. Ale mieliśmy u Elgasa wodę. Był hydrofor i woda była doprowadzona do kuchni. Tylko w kuchni był kran i zlew, z którego można było wylać ścieki. Bardzo nieliczne domy w Sulejówku miały kanalizację”.
Andrzej Sawelski
„[na rogu d. ul. Dąbrowskiego i d. ul. Słonecznej] po lewej stronie stoi dom, w którym teraz pan dorabia klucze. W tym pomieszczeniu, w którym pan dorabia klucze, był po drodze sklep z materiałami piśmiennymi, a przed wojną i przez okupację był sklep ze wszystkim tzw. szwarc, mydło i powidło. Można było kupić guziki i farbę do odnawiania mieszkania. Pan Wysoki mieszkał tam z siostrą. Całe te pomieszczenie było niewielkie. Były regały, masa szufladek. To było bardzo ciekawe. Zawsze jak tam przychodziłem, bo bardzo mnie to interesowało”.
Andrzej Sawelski
„Następny dom nie istnieje. Był to dom sędziego Chojno. Drewniany, malowniczy taki duży dom. Znałem sędziego Chojno. On lubił porozmawiać, a jak nie miał z kim to ze mną porozmawiał”.
Andrzej Sawelski
„Kolejny dom był Pana Woźnicy. Pan Woźnica był naprawiał konewki, wszystko, co się zepsuło. Można było iść do niego i garnek z aluminium zlutować i przybić nit. To było na rogu od ul. Puławskiego i Dąbrowskiego”.
Andrzej Sawelski
„Następny okazały budynek długie lata stał pusty. To było miejsce naszych zabaw. Dwupiętrowy dom był znakomitą twierdzą. W 1939 r. mimo tego, że miałem 5 lat pamiętam, jak się ten dom wznosił. Pracowali koźlarze. Pan wie, kto to byli koźlarze? Nosili na plecach cegły na budowie, bo nie było dźwigów, wind i to było takie specjalne urządzenie drewniane, na którym układało się ileś cegieł. I ci, którzy to nosili te cegły na budowie, to byli koźlarze. Ja pamiętam tych koźlarzy, bo potem nigdy więcej już nie było okazji do zobaczenia, bo to się już inaczej odbywało”.
Andrzej Sawelski
„Była dosyć duża działka Pani Niemirowicz. Dom stoi. Wtedy zawsze był bardzo ukwiecony. Alejka dalii od furtki, a dom obrośnięty pnącymi różami. Bardzo to pięknie wyglądało. I to było po lewej stronie”.
Andrzej Sawelski
„Perspektywę zamyka dom przy ul. Reymonta. Był to dom profesora Cholewy. Profesora licealnego. On był nawet chyba dyrektorem szkoły przed wojną. Pamiętam go już jako emerytowanego nauczyciela. Ten dom został odnowiony i wygląda tak jak 50 lat temu”.
Andrzej Sawelski
„Działka narożna była pusta. Później to był dom Państwa Maciejewskich. Nie wiem dlaczego zniknął niedawno. W tym budynku mieściła się knajpka i sklep. Klientów na kupowanie i na wyszynk było bardzo niewielu. Nawet wiem, kto tam przychodził. Na piętrze zamieszkali przesiedleńcy, którzy pojawili się w Sulejówku z różnych sfer”.
Andrzej Sawelski
„Tam było piętro. Takie poddasze. I tam zamieszkała grupa. Jeden z nich zabił handlarkę wódką. Ale był na tyle głupi, że jej nie obrabował, bo ona spała na pieniądzach co się później okazało”.
Andrzej Sawelski
„Było sporo osób, które napłynęły, ale potem poodpływały”.
Andrzej Sawelski
„[apteka] Do tej pory jest własnością tej rodziny. Bujdakówna z domu szefuje w tej aptece. W tym domu przez okupację nikt nie mieszkał, ale na dole był gabinet dentystyczny doktora Knasta. Był oficerem AK i dentystą oficerów niemieckich, którzy stacjonowali tutaj w Helinie”.
Andrzej Sawelski
„Dom jest cały podziurawiony odłamkami. Na elewacji jest mnóstwo odłamków, bo w pewnym momencie, jakiegoś dnia Niemcy uparli się na ulicę Dąbrowskiego i została ostrzelana. Tych pocisków nie było dużo. Wielu szkód nie zrobiły. Te ślady do tej pory zostały”.
Andrzej Sawelski
„Na rogu, potem zniknęła, była gospoda, którą prowadził Żyd. Mówiło się na niego Chaimek, czyli był lubiany. Zniknął ze wszystkimi Żydami z Miłosny, bo głównie Żydzi byli w Miłośnie. Zostali wysiedleni. Domy zostały bardzo szybko rozebrane, bo to było bardzo dużo materiałów. Drewno. Deski. Zniknęli ci wszyscy Żydzi, ale ja o tym niewiele wiem”.
Andrzej Sawelski
„Pierwsze zetknięcie z Niemcami było takie, że chodzili po domach, mieszkaniach i wyjmowali z radia lampy. Później okazało się, że to była lampa głośnikowa, którą jeszcze można było odkupić. W każdym razie u nas radio grało całą okupację pod stołem. Radio było pod stołem podwieszone, a stół obwieszony kocami. Pod stołem siedzieli sąsiedzi i słuchali radia BBC”.
Andrzej Sawelski
„U nas w domu był kawałek podchorążówki. Odbywały szkolenia u nas w mieszkaniu. Jegomość, o którym mówię, był chyba funkcjonariuszem UB. Ojciec był wielokrotnie przesłuchiwany. Ten jegomość coś wiedział, ale nie wszystko. Był przekonany, że ojciec był oficerem AK. Nie był. Ojciec był po prostu wykładowcą. Wykładał topografię”.
Andrzej Sawelski
„Miałem bardzo uroczystą komunię w domu Bujniaków. Ja nikogo nie znałem na tej uroczystości, bo tam nawet mojej rodziny nie było. Gdyby Niemcy wkroczyli to by aresztowali połowę warszawskiego dowództwa, bo to było nadanie stopni po tej szkółce akowskiej. Byli tam tacy ludzie”.
Andrzej Sawelski
„Krótko po tym, jak weszli Rosjanie mieli jakąś listę. Kto im tę listę zrobił? W każdym razie aresztowali trochę osób. M.in. nie wiadomo dlaczego księdza Chojno, który był już starym człowiekiem i nie był w nic zaangażowany. Aresztowany został ojciec [Roman], doktór Knast i ileś tam jeszcze osób. Zniknęli. Zostali gdzieś wywiezieni i przez dwa tygodnie mama [Stanisława] szalała, ale wszystko załatwiała. To była bardzo aktywna osoba. Do mamy dołączyła się taka pani kapitan wojska polskiego, która mieszkała w naszym domu i pomogła. […] Znalazły na Majdanku za drutami. Tam sobie siedzieli”.
Andrzej Sawelski
„Kiedy pojawiły się wojska [radzieckie i polskie], przydzielali nam na kwatery jakichś oficerów. Różnych. U mnie mieszkało kilkunastu m.in. kapitan NKWD. Bardzo sympatyczny człowiek. Ukrainiec. Zawsze bardzo elegancki. A z nasłuchu widziałem, że on był tutaj najważniejszą osobą na terenie Sulejówka. Nie pamiętam jego nazwiska. On był dosyć długo u nas. Inni raczej dwa tygodnie. To byli tacy przesiadkowi”.
Andrzej Sawelski
„Rodzice byli na dorobku. Mieli prosty drewniany dom. Mój ojciec pracował w elektrowni w modlińskiej, wojskowej twierdzy, ale był cywilem. W związku z tym, jak się zanosiło na wojnę musieliśmy opuścić twierdzę. Jak i dlaczego trafiliśmy do Sulejówka? Nie wiem. W każdym razie zamieszkaliśmy na ulicy Dąbrowskiego 4 w domu Państwa Elgasów”.
Andrzej Sawelski
„Ta ulica przed wojną, przez całą okupację i po wojnie, do 60 któregoś roku była ul. Dąbrowskiego. A nagle teraz ona się nazywa Piastowska”.
Andrzej Sawelski
„Dom Elgasów to była dla nas przystań na długie lata. Od 1939 r. mieszkałem tam ponad 20 lat, bo do 1962 r. Jedno co na pewno trzeba odnotować w pamięci to, że w tym domu Pan Elgas prowadził RGO (Radę Główną Opiekuńczą), która wynajmowała pole Konicznego i te uprawy były na pożytek i korzyść RGO, bo z tego jakaś pomoc powstawała. To działało przez okupację. Później zostało zwinięte, bo przyszła władza, która te sprawy załatwiała i takie uboczne działanie nie było już potrzebne”.
Andrzej Sawelski
„RGO zajmowało jedno mieszkanie. Tam był magazyn różnych rzeczy. Była też fura czyli wóz i koń. I była obsługa. Mówiło się parobek, ale dla mnie to był Karski, który napędzał ten pojazd batem. Dla mnie to było bardzo atrakcyjne, ponieważ wóz na żelaznych, drewnianych kołach z obręczami wymagał bardzo różnej obsługi”.
Andrzej Sawelski
„Koń miał uprząż. W okolicy byli dwaj kowale, kołodziej, stelmach, który robił uprząż na konia. Bardzo chętnie wszędzie jeździłem z tym człowiekiem, który to obsługiwał, bo to było dla mnie wszystko bardzo ciekawe. Już nie pamiętam tych ludzi, gdzie to się jeździło. Kowal Bocian był w Miłośnie. Poza tym jeździło się po różne zaopatrzenie. Pojazd trzeba było żywić, więc była sieczkarnia z korbą. Ja bardzo lubiłem tę sieczkarnię obsługiwać, bo to się kręciło korbą i wysypywała się pocięta sieczka na obrok”.
Andrzej Sawelski