Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Cukiernia
Barbara Pasińska-Kruk
Parcela przy Staszica
Marek Pasiński
„Skąd pochodzili? Nie wiem. Izabela z Turska i Bronisław Siekierski. Na przełomie wieków rodziły się dzieci moich pradziadków. Pięcioro: Helena, Ryszard, Stasia, Edward i Zosia moja babcia. Z dzieci, z których najdłużej przetrwały, to była moja babcia Zosia, wujek Ryszard i ciocia Stasia. Edward zmarł, z tego co wiem w wieku lat 9, a Helena chyba w 1932 r”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Jak pradziadkowie kupili parcelę naprzeciwko stacji, to był dom murowany z dużymi, pięknymi werandami. Później jeszcze był tam taki dom z boku, ale to była bardziej ziemianka. Babcia mi zawsze tłumaczyła, że to była jakby chłodnia. Ja jeszcze ją pamiętam z lat 50. obsypaną ziemią. To było w takim kwadracie. Stary dom, zaplecze, ziemianka, nowy dom i komórki. Później, jak był wybudowany ten dom murowany to wiem, że tam było zaplecze i tam był magiel. Jeszcze pamiętam takie duże stoły”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Nie miał takich wygód jak dziś. Centralnego ogrzewania nie było. Nie było hydroforu. Nie było i tych innych historii. Takie były czasy i być może takie były wymogi. Nie można było sobie na nic innego pozwolić”.
Marek Pasiński
„W starym budynku pradziadka mieszkał pan Kozarewicz. On był szewcem z bardzo liczną rodziną. Był też postawiony budynek, pod którym była olbrzymia piwnica, gdzie babcia i mama składowały produkty, żeby im było chłodno. Nad tym było pomieszczenie składające się z dwóch izb, kuchni i pokoju. Ono było wynajmowane. Tam mieszkała pani Nadolna. Bardzo taka zacna osoba. Miała dwóch synów”.
Marek Pasiński
„W 1914 r. trzy, młode rodziny wyjechały, bo tu była bieda. Babcia z mężem i małą Helenką wyjechała do Rosji, nad morze Czarne. Tam stało się duże nieszczęście, bo tam zmarł mąż babci na wyrostek robaczkowy. Kiedy wrócili do Polski gdzieś w 1919 r. jakimiś opłotkami, wyglądali okropnie. Babcia Zosia opowiadała, że jak weszli do domu to pradziadkowie po prostu nie wierzyli. Nie mieli żadnych listów od nich i myśleli, że ich już nie ma. Także to był wielki szok. Prababcia Izabela to klęczała przed nimi. Babcia była wdową z małym dzieckiem. Zaczęła pomagać w tej cukierni, co tu jeszcze istniała”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Koniec wojny. Babcia w 1919 r. wróciła wagonem towarowym do Miłosny okradziona po drodze dokumentnie z tego, co wiozła. Opowiadała mi, że pociąg jechał pół dnia, a potem pół dnia stał, bo wychodził maszynista z różnymi cwaniakami, kapelusz zdejmował i trzeba było się pozbywać różnych precjozów”.
Marek Pasiński
„W 1922 r. w związku z tym, że tu była kolej rozbudowywana i tu zatrzymywały się pociągi raz zatrzymał się przystojny kolejarz. Poznał babcię. To był mój dziadek, Antoni Winiarek, który pracował na kolei. Ślub odbył się w 1925 r. Kiedy urodziła się moja mama, Krystyna Winiarek, to było jedyne dziecko z drugiego małżeństwa”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Dziadek Antoni był kolejarzem, ale nie jako osoba, która zarządzała stacją czy prowadzi pociąg tylko pracował w Dyrekcji Kolei Państwowych. Był urzędnikiem państwowym. Poza tym jeszcze jak powstał kościół w Miłosnej, był organistą. Grał na fisharmonii. Nie zdążył zagrać na organach. Organy mu zagrały na jego pogrzebie w 1959”
Marek Pasiński
„Moja mama przed wojną jeździła na kolonie i z rodzicami nad morze, na Hel. Mieszkała w wagonie takim kolejowym, pulmanie, który był podstawiany na zwrotnicy. Żyli na dobrym poziomie jak na czasy przedwojenne. Niczego im nie brakowało”.
Marek Pasiński
„1939 r., pierwszy września. Bomby zaczęły spadać na Sulejówek. Babcia mi opowiadała, że była u żony swego brata Ryszarda w Miłośnie [Armii Krajowej 18], kiedy przelatujący samolot ostrzelał ją. Powiedziała, że jak wpadła na werandę to takie uderzenia w ziemię i takie pociski wylatujące z piachu były dwa metry za nią. Krótko mówiąc jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Może to były zabłąkane kule, które wylądowały na tym podwórku w momencie, kiedy się moja babcia przemieszczała”.
Marek Pasiński
„Mój dziadek, Antoni Winiarek, po komunikacie w radiu, żeby mężczyźni się udawali na wschód wziął z kolegami z Dyrekcji Polskiej Kolei małą walizeczkę i ruszył. Wojna się skończyła. Minął wrzesień, minął październik. Babcia w listopadzie dała na mszę. Dziadek doszedł z kolegami do Równego. Kawał drogi. Tam zastali ich bolszewicy. To był chyba grudzień przed tą straszliwą zimą 1939/1940. W nocy babcia usłyszała pukanie do okna. Jak otworzyła to nie poznała dziadka. On przeprawił się przez Bug, granicę sowiecką, niemiecką i z powrotem tu dotarł do Miłosnej. Ten postawny mężczyzna, który miał prawie 190 wzrostu, był potwornie wychudzony, zmęczony z obtartymi nogami, w strzępach ubrania. Babcia po prostu nie wierzyła własnym oczom, jak zobaczyła męża”
Marek Pasiński
„W 1941 r. chyba przejeżdżał tędy pociąg Hitlera jadący na wschód do twierdzy Brzeskiej. Na ileś godzin przed tym pociągiem żandarmeria niemiecka pojawiła się w Miłośnie. Kazali się wszystkim zamknąć się w mieszkaniu i nie wychodzić na czas przejazdu tego pociągu. Niemcy stali z karabinami wycelowanymi w okna, przy czym mieliśmy w tym domu okiennice zewnętrze. Także kazali zamknąć, ale mama przez szparkę w okiennicy widziała ten pociąg”.
Marek Pasiński
„W tym domu w trakcie okupacji, kiedy cukiernia była nieczynna, zamieszkała Niemka. Skąd ona się tam znalazła? Tego też nie powiem. To był taki parasol ochrony tego domu i tej rodziny”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Pani Werner. Ona była można powiedzieć taką zasymilowaną Polką. Po polsku mówiła i po niemiecku też. Dzięki temu może pół rodziny przeżyło, kiedy na terenie posesji został zabity bahnschut. Zakład fryzjerski ruszył tuż przed II wojną światową. Jego szefem był pan Zawisza Józef, a obok mieszkała pani Werner. Przez ścianę z tym zakładem. Wyjechała. To był rok 1964. Pokój został przejęty przez pana Zawiszę, który powiększył zakład”.
Marek Pasiński
„Z relacji babci, która tu mieszkała i prowadziła ze swoim ojcem, a później sama tę cukiernię, to inne sklepy prowadzili Żydzi. Kiedy byli stąd usuwani do getta warszawskiego, to była wydana przez Niemców odezwa do polskich rodzin, żeby w tym czasie nikt nie otwierał. Okna i okiennice miały być zamknięte. Wszyscy mieli być w domu. Nikt nie mógł wychodzić. Takie odezwy były, a to był dom przy głównej ulicy, przy stacji. Babcia mówiła, że to było coś niesamowitego i wstrząsającego, bo to byli sąsiedzi.””
Barbara Pasińska-Kruk
„Kiedy wkroczyło wojsko rosyjskie, to był horror. Babci przypomniały się lata, kiedy była tam sama i przeżyła rewolucję. Wszystkie panny były pochowane. Moja mama też była ukryta za ścianą. Ten dom chyba jeszcze stoi. Jak się idzie ulicą Świętochowskiego. Drewniany. Mamy koleżanka i mama były tam ukryte, bo wszystko, co się ruszało, było ruskich. Babcia opowiadała, że jak wpadali na podwórko to byli to zagłodzeni ludzie. Oni jedli wszystko, co było. Brali to, co latało i chodziło. Więc to, co cenne, babcia, chowała. Koza się jedna ostała. Kury wszystkie poszły”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Na piętrze mieszkała rodzina bezdzietna, państwo Biernatowie. Drugie mieszkanie na piętrze zajmowała siostra przyrodnia mojej mamy, pani Halina Stańczak z mężem i dwoma synami. My mieszkaliśmy na dole. Wchodząc tą werandą starą, z drugiej strony mieszkała babcia, Zofia Winiarek z mężem. Zajmowała pokój z kuchnią. Za ścianą mieszkała Stasia Osiecka, siostra babci. Niestety już była wdową, bo mąż, Piotr Osiecki zmarł chyba w 1929 czy 1930 roku. Ona została z trojgiem dzieci: Heleną, Kazimierzem i Władkiem. Kazimierz był oficerem wojska polskiego. Opuścił kraj w 1939 r. z dywizją generała Maczka i znalazł się później w Rumunii, Francji, Anglii. Przez krótki czas latał chyba na bombowcach nad Niemcami. Przeżył wojnę. Niestety wujek Ryszard napisał do niego list… „Tu nie ma po co wracać”. Pojechał do Argentyny i tam się ożenił z córką polskiego oficera. Miał dwie córki. Zmarł z tęsknoty w 1967 roku”.
Marek Pasiński
„Tam była jedna niezwykła postać mieszkająca bardzo długo, pani Zofia Leśniak. Gdyby był konkurs piękności to by wygrała. Była tak piękną kobietą. Ona tutaj się znalazła tuż po wojnie, bo jej mąż pułkownik Leśniak, pewnie leżał albo w Katyniu, albo Miednoje, bo został zatrzymany przez sowietów. Ona uciekła i jakoś jej się udało tu wrócić. Mieszkała na dole”.
Marek Pasiński
„Tata tu przyjechał. Mieszkał tu gdzieś kątem. Chodził na Politechnikę i tak moją mamę poznał, która tu mieszkała. Wzięli ślub w 1950 r. W 1951 r. urodził się mój brat, a ja w 1953 r. Wszyscy mieszkaliśmy w tym domu mojej babci. W 1956 r. babcia Zosia, ciocia Stasia i wujek Ryszard postanowili podzielić działkę, która była ogrodzona, gdyż każdy miał już jakieś rodziny. Trzy działki niezabudowane dostała moja babcia Zosia, trzy działki niezabudowane dostała ciocia Stasia, a parcelę z zabudowaniami miał wujek Ryszard”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Na jednej z tych parceli moi rodzice pobudowali dom, który stoi do dzisiejszego dnia. Ostatnia wielka budowla, która się znajduje na tej wielkiej parceli, która została podzielona na prawie osiem, dziewięć placów”.
Marek Pasiński
„W latach 50. mój ojciec pracował w warszawskich zakładach telewizyjnych. Był odpowiedzialny za uruchomienie pierwszego telewizora marki Wisła. W 1957 r. w styczniu dostał w nagrodę. Telewizor. Miał wybity numer 14. To był jeden z pierwszych telewizorów w Miłośnie. Mieszkaliśmy w starym budynku. Nie było wtedy żadnych anten, a ja miałem narty, które dostałem od swojego ojca chrzestnego. Do nich były dwa kijki dołączone i ojciec z nich zrobił antenę. Pamiętam jakie tabuny dzieci przychodziły wówczas do nas do domu. Na półgodziny przed rozpoczęciem się transmisji telewizyjnej wszyscy siadali w pokoju dużym i mama włączała telewizor i przez półgodziny wszyscy się gapili w obraz kontrolny. Później się zaczynał program o godzinie 17.00. Trwał gdzieś do 22.00. We wtorek w ogóle nie było programu. Była przerwa techniczna. Później to znikło po półtora roku. Także ten telewizor Wisła służył nam do 1970 r”
Marek Pasiński
„Babcia przeprowadziła się do domu córki Krystyny w 1960 r. Została już tylko ciocia Halina, która mieszkała na górze, i fryzjer. Do mieszkania po moich rodzicach sprowadziła się, bo się spaliła na Żurawce, pani Drążek. Mieszkania były wynajmowane, a rodzina zaczęła się stamtąd usuwać”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Dom został rozebrany”.
Barbara Pasińska-Kruk