Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!

Doktor Zawidzki

Doktor Zawidzka

Wnuczki Moraczewskich

Wnuczki Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Zofia Moraczewska z wnuczką

Na schodach

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Adam Moraczewski z córką

W ogrodzie

Aniela Moraczewska z córką

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Zofia Moraczewska z Anielą i wnuczką

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczka Moraczewskich

Wnuczki Moraczewskich

Wnuczki Moraczewskich

Przed altaną

Zofia Moraczewska z gośćmi

W ogrodzie

Goście

W lesie

Zofia i Jędrzej Moraczewscy z synem i wnuczką

Dzieci na schodach

Zofia Moraczewska z rodziną

Zofia Moraczewska i Helena Kozicka

W bibliotece

Rewers fotografii z ogrodu

W ogrodzie

Aniela i Adam Moraczewscy z córką

Zofia i Jędrzej Moraczewscy z Anielą i wnuczką

Rodzina Moraczewskich

Jędrzej Moraczewski z gośćmi

Zofia Moraczewska przed altaną

Moraczewscy przed dworkiem „Siedziba”
Moraczewscy
Andrzej Borodzik, Barbara Borodzik, Janusz Dowjat
„Nie było tam zaplecza kawiarnianego, bo kasyno oficerskie mieli w lesie w Willi tzw. Konsula. Załoga tej szkoły wywiadu miała tutaj kasyno na miejscu, a żołnierze, wartownicy mieli kantynę po drugiej stronie szosy. Dlatego wysiedlili Moraczewskich, żeby mieć tam klub na bazie tego księgozbioru i tych pamiątek. Pasowało im, żeby tam cywilów nie było”.
Janusz Dowjat
„Panią Moraczewską pamiętam jak miejsce w przestrzeni. Kompletnie żadnej postaci. Przychodziła. Musiała być u nas w domu, ale nasz dom był domem otwartym. Dużo ludzi się kręciło, bo moja babcia była towarzyska. Kojarzy mi się chusta. Ale to wszystko nic więcej. Jakaś chusta. Musiałem mieć cztery, pięć lat. To zamierzchłe czasy. Pani Moraczewska istnieje w mojej świadomości jako postać bez twarzy, bezosobowa, jako nazwisko, które u nas bywało”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Przy domu w Sulejówku rosły bardzo wysokie topole. Teraz już nie ma żadnej. Bardzo wysokie topole. Rosjanie na szczycie tej topoli urządzili punkt kierowania ogniem artyleryjskim. Tam były drabiny do tego punktu poprzystawiane i mieli takie gniazdo. Niemcy zrobili wypad, żeby to zlikwidować. Zaatakowali. Rosjanin, który był w tym domu, wybiegł na ganek i Niemcy od razu go zastrzelili. On zresztą był później pochowany u nas w ogródku przy domu. Natomiast inni się wycofali i wywiązała się dosyć ostra walka w wyniku której Niemców z powrotem odrzucono do Rembertowa. Moraczewski, który siedział w domu i układał pasjansa, został odłamkiem raniony w szyję i po prostu umarł z upływu krwi, bo nie miał go kto wyratować. I w ten sposób zupełnie przypadkowo zginął”.
Andrzej Borodzik
„Został pochowany w ogrodzie, ale pani Zofia dała wiadomość do Lublina do towarzysza Drobnera, działacza PPS, który uzyskał odpowiednie papiery od tow. Ochaba, żeby ekshumować Jędrzeja i przenieść do prowizorycznego grobu na Powązkach a później już do stałej krypty, gdzie został pochowany. Później dołączyła do niego Zofia”.
Janusz Dowjat
„Matka starała się pomagać Pani Moraczewskiej. Jakieś obiady, jakieś jedzenie nosiliśmy. Zatem ciągle korzystałem z jej biblioteki. Mieli ogromną bibliotekę pięknie oprawioną. Wszystkie książki były w takie płótno lniane oprawione. Cały ogromny pokój pod sam sufit z książkami. Zresztą później Pani Moraczewska to przekazała do jakiejś Akademii Nauki”.
Andrzej Borodzik
„Miałam dwie starsze siostry o dziesięć lat także to była duża różnica wieku. Jedna chodziła do szkoły z Bojarską i ciągle były sprawy z wypożyczaniem książek. Często ich nie miały. „Skąd weźmiemy książkę?” „Idźcie do Pani Moraczewskiej”. Państwo Moraczewscy mieli bardzo dużą bibliotekę i wielokrotnie, zarówno mojej siostrze jak i jej przyjaciółce Bojarskiej wypożyczali książki, jeśli były w bibliotece. One korzystały z tych książek. Stąd się u niej w domu przewijało nazwisko Moraczewskich. Ja nie bardzo zdawałam sobie z tego sprawę kto to jest jeszcze, ale nazwisko utkwiło mi w pamięci od bardzo młodych lat”.
Barbara Borodzik
„To było normalną rzeczą, że myśmy wszyscy sobie nawzajem pomagali. Byliśmy w stałych kontaktach, bo przecież jak się udało coś gdzieś na bazarze kupić to się człowiek dzielił. Kupił więcej fasoli to odpalił. Tak samo jakieś właśnie sprawy gospodarskie. Jakaś pomoc w czymś. Trzeba było załatwić kwaterę na Powązkach i jakoś to zorganizować. Pomagałem w tych sprawach”.
Andrzej Borodzik
„Jako prezent ślubny dostałyśmy od Pani Moraczewskiej taką piękną wazę kryształową do ponczu z dwunastoma kubeczkami, filiżankami. No niestety marnie się skończyło, bo wszystko się zbiło, ale bardzo lubiłam tą wazę”.
Barbara Borodzik
„Chodziłam na lekcje do Zofii Moraczewskiej – żony pierwszego premiera Polski. Od tego się zaczęło, że jak tylko poszłam do szkoły, to babcia wysłała mnie na lekcje, bo byłam dzieckiem nieznośnym. Nie można było mnie utemperować. Uczyłam się prywatnie u nich i chodząc normalnie chodząc do szkoły. Ojciec znał panią Moraczewską i z rozmowy wiedział, że z nią mieszka jeszcze jej przyjaciółka, też nauczycielka, Maria Zając. Tam wylądowałam. Bardzo to sobie chwalę, dlatego, że to był dom w starym stylu, dom skromny, przestrzegający zachowania. Ja tam się czułam jakbym była prywatnie, jakbym była w przedwojennej pensji”.
Barbara Jaździk
„Mieszkała z siostrą. Nie wiem, czy jej siostra to Elżbieta [Helena], ale mogę się mylić dlatego, że ta pani w ogóle się po polsku nie odzywała. Mówiła tylko po francusku i była bardzo spostrzegawcza. Dostałam pierwszą lekcję – jak się powinna panienka zachowywać. Nie powinna machać rękoma jak chodzi. Obserwowała mnie – widziała jak ja idę na lekcję i macham”.
Barbara Jaździk
„Mieszkała jeszcze Maria Zając, stara nauczycielka i przyjaciółka pani Moraczewskiej. Pamiętam, że dom tylko w 1/3 zajmowała pani Moraczewska, a resztę zajmował jakiś dentysta z rodziną. Pamiętam też, że rozmawiały z Marią Zając jak ktoś przyjechał do byłej premierowej z jakimś kwiatkiem. Także moim zdaniem bardzo kulturalnie załatwiali te sprawy”.
Barbara Jaździk
„Osiadła w nim rodzina Zawidzkich. To był lekarz zewnętrzny i dentysta. Z dwojgiem dzieci. Znałem ich blisko, bo ich córka Wanda była moją koleżanką szkolną od czwartej klasy do matury. Państwo Zawidzcy najpierw mieszkali w tym domu, co jest „Wszystko dla domu” (sklep?) Nie pamiętam jak się ta ulica nazywa. Od Reymonta odchodzi. Potem dość szybko dostali kawałek parteru u Moraczewskich”.
Andrzej Sawelski
„Był czas, że pani Zawidzka była tutaj jedyną dentystką. Okrutną, ale znakomitą. Jeszcze wtedy na początku miała ten świder do zębów napędzany nożnie pedałem. Potem silniczek, bo na początku prądu nie było. Była bardzo sympatyczna. Był jeszcze Włodzimierz Zawidzki, znakomitym narciarz, taternik, nurek. Zmarł. Był ostatnim z Zawidzkich mieszkańcem w domu Moraczewskich. Bardzo dramatyczna postać”.
Andrzej Sawelski
„Państwo Zawidzcy mieli gabinety lekarskie. Jako uczennica liceum chodziłam tam do pani dentystki czekając w kolejce na pięknej drewnianej werandzie, gdzie ciągle przygotowałam się z chemii. Wzory chemiczne i reakcje chemiczne wypisywałam do zeszytu. Także jeszcze jeden pozytywny akcent związany z mieszkańcami tego domu”.
Irmina Matyjasek-Jałowiecka
„Natomiast w domu państwa Moraczewskich bywałem wielokrotnie, bo leczyłem się u doktora Zawidzkiego. To był mocno starszy pan, siwiutki, drobny, szczupły. Jakieś ciemne schody… jakaś ciemna atmosfera tego wnętrza. Ktoś jeszcze mieszkał. Po lewej stronie tego budynku. Nie pamiętam”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Tam było bardzo ciekawe otoczenie, bo przecież oprócz Marszałka mieszkał jeszcze Jędrzej Moraczewski, który zresztą bardzo często przychodził do dziadków na brydża. Często przyjeżdżał Artur Śliwiński, który mieszkał w Warszawie. Zresztą miał kontakty z Piłsudskim. Zawsze była dyskusja o polityce. Mnie te rzeczy nie bardzo obchodziły”.
Andrzej Borodzik
„Wysoki, prawie dwumetrowy. Z siwą brodą. Taki przygarbiony. Został pochowany w takiej trumnie z szafy”.
Andrzej Borodzik