Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Jadwiga Jaraczewska-Piłsudska
Paulina Jaczewska
„Pamiętam gabinet Marszałka – identyczny jak jest tutaj na zdjęciach, z tymi rozstawionymi przyborami do pisania. Obok pod ścianą była leżanka przykryta derką. Przy tej leżance przykrytej derką był wieniec taki już bardzo, bardzo wyschnięty z szarfą, gdzie można było odczytać: „Drogiemu Wodzowi, dziatwa szkolna 12 maja 1939 r.”. To znaczy młodzież, dzieci i nauczyciel ze szkoły im. J. Piłsudskiego. Delegacje przynosiły kwiaty. Mówię jako naoczny świadek. Nic tutaj w czasie okupacji się nie zmieniło”.
Janusz Dowjat
„Nieraz widziałam Józefa Piłsudskiego jak wychodził. Jak się opędzał od tych ludzi, co go pilnowali. Żandarmi się chowali za drzewami jak on przechodził od dworca. A poza tym to zawsze była ciekawość. Ponieważ mieszkaliśmy blisko ulicy Paderewskiego, do której dochodziła posiadłość Piłsudskiego, biegałyśmy tam pod płot. Podglądałyśmy, co tam się dzieje. I nieraz słyszałam jak żona wołała: „Ziutku gdzie jesteś?” A od odpowiadał: „Sasanek szukam.” Takie wspomnienia do dziś zostały”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Na każde imieniny Piłsudskiego 19 marca były urządzane marsze Sulejówek-Belweder. Zawsze wojsko przyjeżdżało dzień wcześniej i nocowało w naszym ogrodzie. Następnego dnia były uroczystości. Była budowana brama triumfalna – pięknie ubrana. Zwisały girlandy. Oczywiście szkoły brały w tym udział. Był chór i śpiewaliśmy piosenki. Pamiętam, na jednej z uroczystości Józio deklamował: „My dwa Józie, Ty i ja. Ciebie cała Polska zna. A mnie jeszcze nie zna nikt, bo ja jestem mały smyk”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Cała ta posiadłość to był las. Po prawej stronie jak się wchodziło to był domek drewniany, malowany na żółtawo-brązowy kolor. A po lewej stronie był naprzeciwko mały domek, gdzie strażnicy siedzieli. Środkiem szła droga środkiem już do dworku. Po lewej stronie całego tego ogrodzenia był jakiś sad owocowy, a dalej od Paderewskiego to już las sosnowy. Podszycie takie leśne z jagodami, wrzosem. Bardzo bujne. Zresztą nasz ogród też taki był zarośnięty”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Nie widziałem Dziadka [Józefa Piłsudskiego]. Widziałem jego żonę i córki. Na tym kończy się moja znajomość rodziny, ale chodziłem ciągle tam, bo byłem w szkole zuchem i pełniłem tam wartę przy tej willi. Przyjeżdżali ludzie i zwiedzali. Był kult tego miejsca po śmierci Piłsudskiego”.
Marek Kwiatkowski
„Chodziło się na piechotę do szkoły. Klasy były gdzieś w okolicach nowego kościoła. Za Helinem. Jak się szło tutaj z Grottgera przez las skrótami to było stosunkowo niedaleko. Potem, jak Niemcy wygrodzili cały ten teren, to trzeba było obejść więc jak szłam do szkoły to miałam dwa razy dłuższą drogę. Musiałam dłużej iść. To dokuczało mi najbardziej”.
Barbara Borodzik
„Kiedyś tylko pani Adela wspominała z oburzeniem, że jeden z wysokich oficerów, który zwiedzał, sięgnął do biblioteczki Marszałka. Ona była stosunkowo mała. Liczyła niespełna 1000 tomów. Mieściła się w saloniku przed gabinetem. Ten oficer ukradł jedną książkę z jednego z działów tej biblioteki, w której były książki o problemach antropologicznych, budowie ciała. Pani Adela była oburzona. Taki wysoki oficer, taki wykształcony a ukradł książkę”.
Janusz Dowjat
„Ta część była odgrodzona od Sulejówka. W domu Marszałka byłam raz. Nie pamiętam z kim. Z jakąś starszą panią. To mogła być babcia Ligoniowa. Mogli się znać, bo babcia Ligoniowa wychowywała się na Kaukazie. Pamiętam, że jak się wchodziło był korytarz, duży salon i wyjście na ogród. Ja w tym ogrodzie nie wiem z kim i czy się bawiłam jeszcze w czasie wojny”.
Maria Tyszel
„Teren był otoczony drutami kolczastymi. Wystawiano wartę dzień i noc ponieważ mieściła się tu szkoła wywiadu Abwery w pobliskim ośrodku Helin. Z tego powodu mieszkańcy zostali z tych terenów wysiedleni. Na trasie od strony Miłosnej postawiony był szlaban i całodobowy posterunek. W czasie kiedy te strażnice były budowane i teren był przystosowany do zamknięcia raz po raz przechodziły kolumny żołnierzy albo robotników, którzy śpiewali po rosyjsku. Dopiero znacznie później się dowiedziałem, że w tej szkole wywiadu byli szkoleni oficerowie Armii Czerwonej przed skierowaniem ich na tyły frontu dla rozbijania partyzantki”.
Janusz Dowjat
„Późnym popołudniem 31 lipca 1944 roku do trasy obecnie Al. Piłsudskiego zbliżyła się szpica czołowa, patrol rozpoznawczy Armii Czerwonej dochodzącej od strony Wołomina i Mińska Mazowieckiego od Wschodu. W tym czasie na obecnych terenach miejscowości Wesoła, na piaszczystych wzgórzach zostały pobudowane forty i umocnienia z załogą dysponująca działkami średniego kalibru i karabinami maszynowymi. W dniu 31 lipca 1944 roku załoga szkoły wywiadu oraz plutony wartownicze wycofały się zajmując właśnie pozycje w Wesołej w oparciu o te wcześniej przygotowane bunkry. W związku z tym patrol czołowy, który zbliżał się do tego rejonu poprzez te krzaki i ulice, został ostrzelany z broni maszynowej i działek średniego kalibru. Wobec tego rozpoznanie tego terenu zostało przerwane. Następnego dnia nie było żadnych strzałów, ani żadnej potyczki. Nastąpiła cisza. W czasie tej ciszy wyszliśmy z ojcem tutaj i przede wszystkim na teren posesji Piłsudskich, żeby po prostu zobaczyć co jest. Weszliśmy do dworku, który był nienaruszony od 9 września 1939 roku, gdy pani Piłsudska z córkami opuściły posiadłość udając się przez Szwecję, Estonię na emigrację do Anglii. Została tutaj ciotka Adela i sierżant Milocha dozorujący dworek przez te pięć lat. Nic się tutaj nie zmieniło,”
Janusz Dowjat
„Zajrzeliśmy do domku Piłsudskiego, bo dworek był otwarty. Tam wszystko było. Nawet stały drobne bibeloty na biurku, czy serwantce. Natomiast przed budynkiem na schodach leżał taki porozrywany album Piłsudskiego. Myśmy to zebrali i zanieśliśmy do dworku. Natomiast jak drugi raz przyszliśmy, to dworek już był rozszabrowany”.
Andrzej Borodzik
„Pamiętam kiedy Rosjanie zajęli dworek. Zaglądałam przez okno od strony zachodniej do takiej bardzo dużej sali. Może to był salon. Wydaje mi się, że widziałam tam trochę mebli, jakieś biureczko, ale to są tak odległe rzeczy. Gdyby wtedy człowiek zdawał sobie sprawę na co patrzy, to może by zarejestrował”.
Anna Cwalinowa
„Po wojnie krążyły wieści, że tam było NKWD. O tyle to jest prawdopodobne, że myśmy wtedy mieszkały u pań Krasińskich, to było pomiędzy Grottgera a Moraczewskiego, taka krótka uliczka. Pamiętam, że było dwóch Rosjan. Mieli karabiny, prowadzili moją mamę. Ja biegłam za nimi. I ktoś mnie zatrzymał. Mama wtedy była przesłuchiwana przez NKWD”.
Maria Tyszel
„Dramat nastąpił wtedy, kiedy główny kwatermistrz wojska polskiego, późniejszy premier, Jaroszewicz przydzielił dworek jako taką daczę wypoczynkową dla ambasady radzieckiej w Warszawie. Ambasada radziecka przysłała oddział NKWD i samochody ciężarowe, na które załadowano całe wyposażenie dworku łącznie z patelniami z kuchni nie mówiąc o obrazach, o meblach, o tym biurku z gabinetu i książkach. Wywieźli to w nieznanym kierunku”.
Janusz Dowjat
„Zostały plutony wartownicze, które w saloniku i w tych pomieszczeniach dworku porobiły prycze z chojaków sosnowych. Zainstalowali się na dzień i noc, ponieważ teren był cały czas patrolowany. Dworek i teren ożywał dopiero w sobotę. Soboty były pracujące, ale w sobotę pod wieczór przyjeżdżały dwa samochody. Na jednym samochodzie była aparatura polowa do wyświetlania filmów. Między sosnami rozpinali prześcieradło i rozpoczynały się seanse. Myśmy z chłopcami w krzakach się zaczajali i te filmy oglądaliśmy To były takie charakterystyczne filmy wojenne. Na drugim samochodzie były skrzynie z bimbrem. Zabawa była do niedzieli. W niedzielę to było likwidowane i znowu na cały tydzień chronione. Nikt tutejszy nie mógł się zbliżyć. Tak było do jesieni 1956 r”.
Janusz Dowjat
„Pamiętam dobrze jak poszedłem kiedyś do dworku i widziałem tam żołnierzy rosyjskich. Widziałem tablicę jak wisiała ze skutą inskrypcją informującą, że to dom ofiarowany przez naród, przez społeczeństwo. Zdaję się, że ta cała tablica znalazła się w podziemiach naszej szkoły. I tak przetrwała. A potem jak Rosjanie się wyprowadzili, to tam przedszkole było przez dłuższy czas”.
Bogdan Piątkowski
„Milusin i jego otoczenie było zamkniętą enklawą. […] Tam się nic nie działo. Nic w sensie dosłownym. Raz może jeden światło tam widziałem. Widocznie z ambasady radzieckiej ktoś tam przyjechał. To był martwy teren. W mojej psychice to było obce państwo. Myśmy się tam prześlizgiwali. Siedzieliśmy na drzewach, ale do dworku nikt z nas nie podchodził. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć dlaczego. Nawet jak się prześlizgiwałem do szkoły to szedłem krzaczorami, koło ośrodka zdrowia, gdzie ochrona miała swoją siedzibę, omijając sam Milusin. To byłe eksterytorium”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„W tym lasku obok, między ogrodzeniem dworku a obecnym pomnikiem były urządzane potańcówki. Były to tak zwane dechy. To był lasek rekreacyjny ogólnodostępny”.
Bogdan Stasiak
„Tu była Tancbuda. Tu się tańczyło. Taka muszla tu była i orkiestra. […] To były dechy właśnie na terenie Piłsudskiego. Była strzelnica. Z wiatrówek się strzelało i to w okresie tego czarnego socjalizmu, na przełomie lat 50. i 60. To było jedynie miejsce radosne, w którym moi rodzice się nie bali. […] Ludzie się naprawdę bawili. Sprzedawano wino na szklanki. Butelka wina kosztowało 12 złotych. Nie było żadnego mordobicia. Nie było żadnej milicji. Nie wiem skąd się brały te kapele, które tam grały, ale grały. Lepiej, gorzej ludzie się bawili. Wypijali po tej szklance, dwie szklanki i tańczyli w tej tancbudzie. To był taki oddech. Druga taka tancbuda była przy koszarach, przy blokach wojskowych”.
Lechosław Dowgiłłowicz-Nowicki
„Moi synowie chodzili do tego przedszkola. […] Wydaje mi się, że budynek wyglądał tak samo. W pomieszczeniu, gdzie była kuchnia i gdzie gotowano dla dzieci posiłki była niewielkich rozmiarów kuchenka kaflowa, a przecież mogła być normalna gazowa czy elektryczna. Tej kuchenki nie można było ruszyć. Konserwator się na to nie zgadzał, czyli jakiś respekt był”.
Anna Cwalinowa
„Pamiętam, że pomiędzy dworkiem Moraczewskich, a Piłsudskiego był tylko płot. Nie było żadnej ulicy. Oni mieli bardzo duży teren. A później komuniści wzięli ziemię Piłsudskiego. Jak oni mogli zabrać cudzą własność? Zrobić ulicę? Podzielić na działki? Nie wiem. To było wielkie bezprawie. Wielkie”.
Barbara Jaździk
„Mogli ludzie o tym nie mówić. W PRLu ludzie najczęściej się bali. Wiadomo jakie było nastawienie wtedy władzy na wszystko, co było przedwojenne. Ale ludzie pamiętali. To, że żyli ludzie, którzy pracowali u Piłsudskiego, drzewka sadzili czy przywozili warzywa, gotowali, czy sprzątali. […] Zresztą zawsze się mówiło o dworku Piłsudskiego. Gdzie było przedszkole? W dworku Piłsudskiego. Jak można było inaczej powiedzieć?”
Barbara Jaździk
„Ja byłam przerażona jak weszłam. To była willa dla rodziny a nie dla dzieci, które muszą się bawić. Małe pokoiki, bardzo strome schody. Do dziś pamiętam te schody. Nie wiem czemu tam powstało przedszkole. Wiem, że były takie czasy jakie były. Wcisnęli tam przedszkole, które w ogóle nie powinno tam być. Pomyślałam, że to miejsce zostanie zdewastowane. Przedszkole to są dzieci, to jest personel. Muszą coś tam robić i pewne rzeczy się niszczą. A może to zostało uratowane? Nie wiem, czy jakby nie byłoby tego przedszkola to, czy nie byłoby jednej ruiny. Bo jednak przedszkole to dach, który nie cieknie, czy schody, które się nie rozwalają. Nie wiadomo co było lepsze”.
Barbara Pasińska-Kruk
„Usłyszeliśmy o tym przez radio. Trudno w to uwierzyć, ale myśmy płakały. Naprawdę. W szkole od razu uczono nas tych pogrzebowych pieśni, które później śpiewałyśmy u bram Piłsudskiego: „To nieprawda, że Ciebie już nie ma. To nieprawda, że leżysz już w grobie. Chociaż płacze dziś cała polska ziemia, cała polska ziemia w żałobie” Na pogrzeb nie pojechałyśmy, bo byłyśmy małe, ale ojciec pojechał. Miał bilety z ministerstwa i wziął siostrę. W Sulejówku śpiewaliśmy piosenki i był ogólny płacz. To nie było udawane”.
Maria z d. Chytrowska Kowalska
„Na początku swojej kariery zawodowej, jako młoda nauczycielka potrzebująca środków do utrzymania pracowałam w czasie wakacji właśnie w dworku. Pracowałam z dziećmi w wieku szkolnym. To była prawdopodobnie jakaś pół kolonia, czyli dzieci przychodziły powiedzmy od godziny rannej – jakiejś ósmej do szesnastej, a ja byłam opiekunką. Były tam organizowane też posiłki, więc pamiętam dokładnie kuchnię. Tę kuchnię, która teraz jest zupełnie inaczej wyposażona”.
Zofia Ratyńska
„Pamiętam, że podejmowane były próby wykwaterowania przedszkola i stworzenia tam muzeum już w latach 80. Wtedy Towarzystwo Przyjaciół Sulejówka zabiegało bardzo aktywnie, aby wybudować przedszkole i ten obiekt przeznaczyć na muzeum. Nawet muszę panu powiedzieć, że zawiązaliśmy Komitet Budowy Przedszkola. Byłam w tym komitecie skarbnikiem i sekretarzem przez jakiś czas. Zebraliśmy nawet sporo pieniędzy. To było na owe czasy kilka milionów złotych. Jak się zaczęła ta inflacja, to te miliony straciły w ogóle swoją wartość. Zrobiliśmy wtedy plany tego przedszkola i nawet wylaliśmy fundamenty tego przedszkola. Część materiałów zostało kupionych i wtedy nastąpiła transformacja ustrojowa. Okazało się, ze przedszkole nie jest tak bardzo potrzebne jak szkoła”.
Elżbieta Krzak
„Kiedy zostałam przewodniczącą rady, wytyczyłam pewne cele m.in. wyprowadzenia z dworku przedszkola. Ta sytuacja zaowocowała tym, że jako jedną z pierwszych uchwał podjęliśmy właśnie uchwałę intencyjną o przekazaniu dworku Fundacji Rodziny J. Piłsudskiego. Od tego momentu sprawy nabrały, że tak powiem, rumieńców. Zaczęły się intensywniej toczyć. Intensywniej na tyle, że sfinalizowaliśmy je w III kadencji. Pamiętam, byłam na spotkaniu u Państwa Onyszkiewiczów na Narbutta. Był też pan Komorowski. Dyskutowaliśmy, jak tę sprawę poprowadzić. Udało się zebrać sporo pieniędzy. Wyremontowaliśmy budynek po szkole nr 1 i dobudowaliśmy do niego parterowy budynek. Przeprowadziliśmy tam przedszkole”.
Elżbieta Krzak