Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Kamienica Toczkiewiczów
Al. J. Piłsudskiego 37
Marek Kwiatkowski
Anna Cwalinowa
„Rodzice wrócili do Polski w 1935 r. Nie było mieszkania. Warszawa była przeludniona potwornie. Kończył się kryzys ogólnoświatowy. Mieszkali u rodziców przy ul. Długiej 46 lub na ul. Miodowej 10 tzn. u dwóch dziadków. Jeden był lekarzem a drugi z babcią miał kawiarnię via a vis sądów i kościoła Kapucynów. Dla mnie trasa ul. Długa – ul. Miodowa to trasy mojego dzieciństwa”.
Marek Kwiatkowski
„Warszawa stawała się nowoczesnym miastem. Ze względu na dzieci i na świeże powietrze [rodzice] wybrali Sulejówek. Ojciec dostał jako chemik od razu pracę w gazowni miejskiej. W jakimś sensie uratowało go to przed okupacją. Nas uratowało. A ja dorastałem”.
Marek Kwiatkowski
„Wykowscy byli tam zadomowieni. Michałowscy mieli dużą rezydencję niedaleko już Piłsudskiego. Gosławscy czyli wujek mojej matki mieli też willę. Tam właśnie kradłem zabawki. Szwejkowscy, Karpińscy. Te nazwiska. Śniechórscy przyjeżdżali tam ciągle. Sulejówek był letnią rezydencją więc dużo ludzi też tam przyjeżdżało. Rajnert z moją rodziną. Powiązani pracownicy. Samochodami eleganckimi. To było już towarzystwo. Ja miałem tylko rowerek siostry”.
Marek Kwiatkowski
„Ciągle chodziłem do drewnianej Willi Dąbrowskich. One gdzieniegdzie miały charakter stylowy, ale raczej były proste, raczej taki odprysk architektury kamienicznej. Z dachami często ze ściętymi naczółkami w narożach. Potem zaczęło się dekorowanie tych willi werandami”.
Marek Kwiatkowski
„Główna ulica wiodąca do przejazdu. Pamiętam jak brukowano, jak jeszcze bruk był taki zwykły polny, kamienisty. A potem nowoczesna, bo już był Marszałek. Józef Piłsudski tam mieszkał więc zrobili bazaltowa kostkę. To było wielkie osiągnięcie. Wąziutka była. Potem jazdy samochodów do Willi Piłsudskiego. Ciągłe odwiedziny. Był kult tego miejsca po śmierci Piłsudskiego”.
Marek Kwiatkowski
„[otwarcie szkoły] Pamiętam ten moment uroczysty. Pani Piłsudska siedziała tuż przede mną. Kiedy się odwróciła, kiwnęła głową. Podszedłem, a ona mnie tak głaskała po głowie. Mam ślad. Jestem łysy od tej strony. Potem ją widywałem, bo chodziłem po tym ich lesie. Był ogrodzony. Żandarmeria pilnowała. Nikt nie chodził, a grzyby były tam wspaniałe! Nie można było zebrać, bo to Marszałkowskie”.
Marek Kwiatkowski
„Budowano nowoczesną szkołę. Dzisiaj jadę takie to wszystko malutkie. Wtedy to było takie monumentalne. To był nowoczesny gmach. Szerokie okna, okno weneckie, które idzie przez szerokość ściany. To był postęp. Dzisiaj już nie mamy. Wtedy jeszcze ta idea Żeromskiego, szklane domy!”
Marek Kwiatkowski
„Wnętrze. Wszystko malutkie, a dla mnie to było wszystkie wielkie. Oprócz tego był barak. Tam odbywały się różne przedstawienia. Jako aktor występował też nasz nauczyciel Eugeniusz Pyszyński. Wspaniała postać. On mnie uczył też zasad. Ja kiedyś szedłem z nim i kilkoma łobuziakami. Jeden łobuziak za mną, to koledzy moi, dawał mnie prztyczka w ucho czy coś. I ja mówię: Panie Profesorze on mnie bije. A on mnie całe morały. Ciągnie mnie na stronę. Jako to ja, zuch, skarżę? Jak nie mam wstydu! I potem już nie skarżyłem na nikogo całe życie!”
Marek Kwiatkowski
„Dyrektor szkoły pamiętam przyszedł do nas, do mieszkania w odwiedziny. Nazywał się Dusza. Pani Kwasiborska była z nim. Nazywali ją kwaśny ogórek. Jedna nauczycielka się mnie uczepiła. Nie umiałem tam czegoś odczytać. Nie wiedziałem, co to będzie. „Masz zostać po lekcji i będziesz w kozie.” Ta koza to było gdzieś na dole. Siedziało się samemu. Nie wytrzymałem i uciekłem. Pobiegłem przez ul. Paderewskiego. Pamiętam twarze moich później przyjaciół. Jak ja śmiałem opuścić kozę. Drżałem strasznie. Żeby nie iść jutro do szkoły, to udawałem, że jestem chory. Rodzice wezwali dyrektora. Od razu poszedłem do drugiej klasy, a nie pierwszej”.
Marek Kwiatkowski
„Pamiętam dzień, kiedy siedziałem przy jakimś stoliczku przed sklepem w naszej kamienicy. Kilka osób przyszło. Jeden mówi: „Słuchajcie, Dziadek nie żyje!”. To było takie poruszenie”.
Marek Kwiatkowski
„Obok w Sulejówku były takie wzgórza piaszczyste. Łachy. Tam uprawiano sport szybowniczy. Pamiętam start szybowca. Z dziesięciu facetów leżało na ziemi i go trzymało. Wjechał samochód na przodzie i naciągał taką gumę olbrzymią, procę taką i w pewnym momencie dał sygnał. Wtedy puszczali i samolot wbijał się w górę. To byli wynajęci prości ludzie, którzy sobie dorabiali. Loty awionetek nad Sulejówkiem”.
Marek Kwiatkowski
„1939 r. Mam 9 lat. Wszyscy mówią: „Będzie wojna. Nie będzie wojny.” Chmara samolotów. Pamiętam pierwszy dzień wojny. Wziąłem patyk i strzelałem do niemieckich samolotów. Strąciłem go. Wydawało mi się, że ja, ale leciało za nim 19 PZLek polskich i go rąbnęli. Spadł niedaleko nas. Jeden z pierwszych samolotów niemieckich został stracony nad Sulejówkiem”.
Marek Kwiatkowski
„W październiku tata zamówił jakąś furmankę. Przyjechaliśmy do Sulejówka. Dom był zbombardowany. Zburzony. Rodzice musieli szukać na własną rękę. Na krótko zamieszkaliśmy na Groszówce. To jest koniec Sulejówka. Kilkakrotnie chodziłam z mamą do Wesołej. Tam był punkt wydawania żywności. Wydawano zupy. Koszmarne to było w smaku, ale był to jakiś ciepły posiłek”.
Anna Cwalinowa
„Była jedna posiadłość. Nie wiem czyja, bo chyba nie była to własność Opalskich. Ale tu mieszkała rodzina Opalskich. To był artysta rzeźbiarz z żoną i kilkorgiem dzieci. Willa Mazur się nazywała. Została spalona”.
Anna Cwalinowa
„Często o domach mówiono nie używając adresu tylko posługując się nazwiskiem właściciela. Tak jak Willa Sandrów, gdzie jest urząd miasta. Willa Gawra. Willa Czecha. Dom Kulków. Taki dość duży dom na rogu Żeromskiego i Paderewskiego. Ten Pan był dyrektorem szkoły powszechnej wówczas”.
Anna Cwalinowa
„Nie wiem skąd, ale mieliśmy paczki urnowskie. Nie wiem jakimi to było drogami, bo to było poza moimi możliwościami. Z tych paczek zapamiętałam smakowity żółty ser. Mówiło się szwajcarski ser. To były takie wielkie koła i bardzo to było smaczne”.
Anna Cwalinowa
„W latach późnych 40., a nawet później uprawiano łącznie z ziemniakami: marchewkę, pietruszkę, szczypior, ogórki, pomidorki. Były krzewy porzeczek, agrestu, malin. Drzewka owocowe: wisienki, wiśnie. W tej chwili tego wszystkiego już nie ma. Są trawniki i iglaki. Ewentualnie jakieś ładne, kwitnące krzewy. Natomiast już nie widzi się użytkowania tych ogródków dla jakiś takich celów konsumpcyjnych”.
Anna Cwalinowa
„W lutym 1945 roku poszłam do szkoły. Budynek szkoły powszechnej im. Marszałka był wtedy jeszcze zajęty przez Rosjan. Do pierwszej klasy chodziłam do Willi Szewczenki, przy ul. Reymonta gdzieś w okolicy ul. Akacjowej. To były dwa pokoje. Właściwie to tam nic nie było. Uczniowie przynosili z domu krzesła, żeby było tam na czym siedzieć”.
Anna Cwalinowa
„Bardzo istotnym wydarzeniem był dzień majowy 1945 r. kiedy dzieciaki i trochę mieszkańców zebrało się na polance przy Willi Jutrzenka. To jest obecnie budynek poczty w Sulejówku. Tam były jakieś mowy, jakieś śpiewy i wieść, że wojna się zakończyła. Właśnie do Willi Jutrzenka chodziłam do drugiej klasy”.
Anna Cwalinowa
„Pamiętam pierwszą komunię, jedna z dziewczynek miała wpięte kwiatuszki kartofli i one były bardzo ładne”.
Anna Cwalinowa
„Dopiero od roku szkolnego 1946/1947 zajęcia odbywały się w budynku starej szkoły czyli w budynku przedwojennym, niedokończonym. Nazwa utrzymywała się, bo na pieczątkach i świadectwach z klasy trzeciej i czwartej był napis Szkoła Powszechna im. Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.
Anna Cwalinowa
„W czasie okupacji przy ul. Moniuszki był sklep pani Roguskiej, spożywczy. Pierwsze lata powojenne większość tych sklepów była. Tak jak Idzikowskiego wychodzi na Krasickiego w tej chwili w restaurowanej, ładnej willi był sklep pani Rogalowej. To też był sklep spożywczy. A później uspołeczniony mięsny. Przy ul. Sienkiewicza, obecnie Al. Piłsudskiego niedaleko przejazdu kolejowego przez długi czas był sklep pani Rokickiej. Tam nadal jest w tej chwili sklep tylko już nie spożywczy a taka różna zbieranina, jak armatura do łazienek. Przy ul. Słonecznej, to jest obecnie ul. Kombatantów był sklep pani Ramowej. To jest nadal prywatny sklep w tej chwili pani Leśniewskiej. Bardzo długo ludzie mówili, że idą do Ramowej. Nawet jak ona już dawno nie żyła i kto inny prowadził. Obok, w drewniaczku, jedne drzwi Ramowa a drugie sklep wędliniarski Paliszewskich. Właściciel był masażem i te wędliny były przepyszne. Jakieś wspaniałe szynki z tłuszczykiem. Soczyste, mięciusieńkie, różowiutkie, piękne”.
Anna Cwalinowa
„Pierwszy sklep spółdzielczy był przy ul. Puławskiego. Później go zmodernizowano. Stał się sklepem samoobsługowym i mogliśmy chodzić do SAMu. Natomiast drugi sklep spółdzielczy to już był otwarty w II. połowie lat 60. Tu, gdzie jest obecnie. Tylko że dziś jest rozbudowany. Był znacznie skromniejszych rozmiarów. Ten ruch spółdzielczy w Sulejówku był ożywiony i tu bardzo istotną rolę odgrywała nauczycielka, przez pewien czas dyrektorka, pani Helena Polcoch”.
Anna Cwalinowa
„W 1960 r zaczęłam pracę w liceum. Także byłam i uczennicą, i nauczycielką i dyrektorką. W takich wspomnieniach, książce o naszym liceum, zatytułowałam to „Trzy w jednym”, bo w istocie byłam tu w takiej potrójnej roli”.
Anna Cwalinowa
„W latach 80. kiedy to z tą żywnością było szczególnie ciężko to takim miejscem ratującym nas był sklep na terenie jednostki wojskowej. Mówiło się, że to w wojskowości. Chodziło się do wojskowości. Kupowało się wojskowości. Idiotyczne, ale tak się przyjęło i każdy wiedział o co chodzi. Tam było troszeczkę lepsze zapatrzenie”.
Anna Cwalinowa