Cytaty, fotografie oraz relacje są fragmentem materiałów dostępnych w Archiwum Społecznym Sulejówka. Więcej fotografii znajduje się z kolei w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. profesora Zbigniewa Wójcika w Sulejówku. Czekamy także na Twoją historię!
Dom rodziny Rudnickich
ul. J. Cieplaka 5
Lufiarze
Leszek Andrzej Rudnicki
Dom robotników z Cegielni
Leszek Andrzej Rudnicki
„W 1941 r. jak Niemcy się szykowali na Związek Radzieckich to wysiedlili wszystkich nas z tej szkoły. Pobudowali baraki. Jeden na boisku, a drugi przed kościołem. Konie tam trzymali. A nasza szkoła została umieszczona na ulicy Mińskiej w domu prywatnym, u Państwa Czarnockich. Tam zajęcia szkolne były wielozmianowe. Potem jak Niemcy poszli w głąb Rosji, to opuścili już szkołę i myśmy wrócili. Ja szkołę podstawową ukończyłem w czerwcu 1943 roku”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Chodząc do szkoły jednocześnie pomagałem rodzicom, bo ojciec dopiero w późniejszych latach wrócił do pracy do Philipsa. Matka zajmowała się handlem. Mieliśmy taki przenośny stragan przy samych torach kolejowych. Codziennie rano wózeczkiem albo też nosiło się na plecach kaszę, mąkę, takie artykuły spożywcze. Tam były trzy stragany bodajże: nasz, Szturębskich, Morawskich. Tak mniej więcej do roku 1943. Później matka zaczęła chorować”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Syn mojej sąsiadki Piaseckiej miał konia i wóz. Rozwoził drzewo na opał. 25 lipca zatrzymał się koło Państwa Wilczków. Na koniu podjechał do niego Ukrainiec i chciał zabrać tego konia Panu Bolkowi. Pan Bolek złapał go przez pół i obydwaj wpadli do dołka tak nieszczęśliwie, że ten Ukrainiec jakoś wydobył się spod jego ciała, wyjął pistolet i zastrzelił pana Piaseckiego. Dosłownie na godzinę przed wejściem Rosjan zginął syn Pani Piaseckiej dokładnie w tym samym miejscu, w którym został zabity syn państwa Wilczków”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Niemcy wycofując się wysadzili w powietrze peron w Miłośnie, elektrownię, budynki stacyjne, tory. Ci minerzy jechali drezyną i z niej zakładali. Potem odjeżdżali i odpalali ładunki. Przed wejściem Rosjan stacja kolejowa nie istniała, elektrownia nie istniała, a tory były pozrywane. O dziwo stacja w Sulejówku ocalała. Ten budynek jest do dzisiaj”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Pod Okuniewem rozegrała się wielka bitwa pancerna. I to było mnie więcej już koło 10 sierpnia 1944 r. Już było powstanie i widzieliśmy jak się pali Warszawa. Doskonale było widać te łuny. Zaczął się ostrzał Cechówki przez Niemców z Wesołej, którzy podeszli pod samo skrzyżowanie. Myśmy leżeli pod murem. Rosjanie ustawili granatniki, które były na 800 metrów przecież, przy naszym parkanie. Na tej polanie koło lasu. Wtedy ojciec zdecydował i na drugi dzień rano myśmy uciekli. Opuściliśmy dom i zaczęła się nasza tułaczka. Wróciliśmy do domu przed zajęciem Pragi 15 września [1944]. Nikogo nie było. Większość mieszkańców uciekła”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„U naszych sąsiadów mieścił się sztab radziecki. U nas kwaterował kierowca, który jeździł amerykańskim wozem pancernym z dwoma działami. Nazywał się Iwan Chartonow (?). Woził generała na front. Trzeba trafu, że ja byłem taki usłużny i chciałem zatrzasnąć drzwi pancerne. Obciąłem mu palec. Generał wyszedł z budynku i mówi: „Iwan jedziemy”. A tu się krew leje. Matka obandażowała tę rękę. Miałem kłopot, ale w końcu Iwan zawiózł tego generała”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„U nas nocował chorąży Górski. To był nauczyciel, młody człowiek. Jego siostra też była w wojsku. Ładna dziewczyna. Ona pracowała w sztabie. Z kolei u Pani Piaseckiej też było kilku wojskowych. Po domach po prostu. Pan Górski potem szybko awansował”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„19 stycznia poszedłem z kuzynem do pułkownika, który stacjonował w sztabie na 3 Maja, by dał nam przepustkę do Warszawy. A on nas zrugał. „Gówniarze – mówi – co wam przyszło do głupich głów – mówi – Do Warszawy? Jak Warszawa jest zaminowana?” No i nie dał nam tych przepustek, a kuzyn chciał zobaczyć, czy jego rodzice żyją, bo zostali tam w czasie powstania. Myśmy nie posłuchali. Na drugi dzień poszliśmy tam pieszo. Przez Rembertów doszliśmy do Wisły. Wisła była zamarznięta, ale nie puszczali jeszcze do Warszawy. Udawaliśmy, bo tam starali się budować most pontonowy, że pchamy kłody z żołnierzami. Na drugiej stronie Wisły myśmy prysnęli koło elektrowni”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Więcej się domów budowało od stacji kolejowej. Tam były sklepy. Całe centrum życia to się gromadziło przy stacji. Niedaleko powstał bazar, takie targowisko, na które chłopi przyjeżdżali ze swoimi artykułami. Została pobudowana straż ogniowa, ale to był budynek drewniany. I właściwie Cechówka rozwijała się w głąb”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„W samej Cechówce to się nazywały ulice, ale to były drogi piaszczyste. Główna ulica od stacji do Okuniewa, ul. 3 Maja to była droga piaszczysta. Jak jechała furmanka to się tworzyły takie koleiny”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Sulejówek to była taka cicha, spokojna wioska, którą się zainteresował najpierw Jędrzej Moraczewski, który kupił działkę w okolicy dzisiejszego Milusina w 1920 r”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Były olbrzymie połacie łąk, które ciągnęły się do szosy tam, gdzie teraz CPN. Na tej polanie „Strzelcy” pobudowali strzelnice. Trwały one do wybuchu wojny. Potem, za okupacji organizacja była nielegalna i strzelnica się rozleciała. Wtedy na tej polanie przylegającej do szosy na Rembertów Niemcy pobudowali boisko piłkarskie”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Za tą polaną był przy szosie pobudowany duży dom murowany Państwa Pachuckich. Tam mieścił się Klub Miłośnianka. Później w obrębie ul. 3 Maja, Tuwima i Niemojewskiego powstało boisko piłkarskie, a w domu Państwa Pachuckich mieściła się szatnia. Myśmy przechodzili przez podwórko Pani Pachuckiej na te mecze”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Byli ludzie aktywni też w Miłośnie – większość to robotnicy. Pierwszym proboszczem był ks. Zdzisław Lejter, który przybył 1 sierpnia jako proboszcz. Przedtem chodziliśmy do kościoła do Okuniewa”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Paproccy ofiarowali większość działek na budowę kościoła. To mógł być początek lat 30. Wszystko ze składek mieszkańców. Nie było dotacji jako takich. Kościół to tylko i wyłącznie ze społeczeństwa, bo to było dużo pracy nazwijmy to społecznej. Budowa była społeczna, bo pieniążków nie było wiele”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Rowerów nie było. Nasze rowery to była fajerka z popychaczką taką. Popychaczka była z drutów robiona. I to się jechało. Taka wataha dziesięciu chłopaków jechała na Cegielnię. Wielki rarytasem to było koło od roweru”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Ponieważ urodzony byłem w grudniu to w 1935 r. kierownik szkoły powiedział, żebym ja jeszcze rok sobie odpoczął i chodziłem do przedszkola. Przedszkole w Miłośnie było przy obecnej ul. Świętochowskiego”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Na wiosnę 1939 r. była histeria jak gdyby zagrażało jakieś niebezpieczeństwo. Nawet takie absurdalne. Jak zakwitły drzewa wiśniowe to na liściach pokazały się takie zygzaki brązowe i zwróciłem na to uwagę. To trochę śmieszne, ale przewidywaliśmy, że spotka nas jakieś nieszczęście. No i rzeczywiście. W polityce pachniało tą wojną i społeczeństwo się przygotowywało”
Leszek Andrzej Rudnicki
„Moja matka chodziła na kurs sanitarny organizowany przez lekarza Zygmunta Lipkę i przez pielęgniarkę. Tam Pani Kuśnierska była i prowadziła zajęcia. Planowano coś w rodzaju takiego przygotowania, ale nie spodziewano się, że tak szybko ta wojna wybuchnie”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„U nas, na Cieplaka jeden pokój odnajmowaliśmy lokatorom. Niejakim Piernikarskim. Pan Piernikarski był pracownikiem umysłowym na kolei, który władał nawet 12 językami. Taki był oczytany legionista. Opowiadał jak to było w czasie wojny. Kiedy wojna wybuchła to była tendencja, żeby ewakuować się na Wschód. Ci Piernikarscy spakowali się w toboły, wyprowadzili i uciekli w kierunku Kałuszyna”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Społeczeństwo zbierało zapasy na zimę. Matka suszyła suchary, chleb. 15 września poszli do piekarni przy stacji. Stali w kolejce, bo oczywiście trzeba było rano wstać i stać w kolejce za tym chlebem. Poszli gdzieś o 4 czy o 5 rano, a o godzinie gdzieś 8 siostra mnie budzi, bo coś się dzieje. Jakieś strzały było słychać. Zerwałem i wybiegłem na tę polanę przy tym lesie. Szosą w kierunku Okuniewa, bo ulica Cieplaka wychodziła tak w połowie tej szosy szła grupa mężczyzn i kilku wojskowych z karabinami. Myślałem, że to wojsko polskie. Wybiegłem, a ci skierowali lufy karabinów i coś tam po niemiecku. Przez polanę biegła moja matka i krzyczała: „Leszek i Krysia uciekajcie”. Siostra pobiegła do domu, a ja wystraszony pobiegłem do sąsiadki Piaseckiej. Po jakichś 20 minutach Pan Piasecki zamknął drzwi. Było strasznie. Krzyki, łomotanie do drzwi. W końcu te drzwi wyważyli. Weszło trzech uzbrojonych. Wtedy to dopiero wiedziałem, że to są Niemcy. Zaczęli szarpać Pana Piaseckiego i wymierzyli w niego lufę. Chcieli go zabić chyba. Pani Piasecka padła na kolana i zaczęła po butach całować Niemca. Chodzi o to, że oni mieli dużego psa i ten pies rzucił się na Niemca i oni mieli pretensje. W końcu Pan Piasecki tego psa wypchnął i Niemiec dał spokój Panu Piaseckiemu. Zabrał mu tylko zegarek kieszonkowy i w końcu odpuścili. Cały czas siedziałem pod stołem skulony”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Podpalili dom Państwa Pachuckich, gdzie mieścił się Klub Miłośnianka i następne dwa domy. To będzie obecnie ul. Jagiellońska. Bliżej ul. 3 Maja. Pożar. Dymu pełno. Nie będę mówił co się działo. Ludzie wystraszeni”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Spaliśmy w ubraniach. Gdzieś koło północy było stukanie. Ojciec otworzył. Wszedł oficer polski w hełmie. Najpierw padło pytanie: „Czy tu są Niemcy?” Ojciec mówi: „Ja nie wiem, z kim mam do czynienia”. A ten hełm zdjął i widać było tam ten orzeł, gwiazdki. To był jakiś oficer z dwoma żołnierzami szeregowcami. Rozłożył mapę i ojciec mu pokazywał [drogę]. Potem było słychać tupot wielu stóp wojskowych. Jakaś jednostka, może nie jednostka, jakaś grupa wojska się przedzierała. Jak wyszedłem na drugi dzień na szosę, gdzie były karłowate wierzby i takie wydmy piaszczyste, to znalazłem skrzynkę z granatami”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Widziałem groby Niemców. Dwa groby z przestrzelonymi hełmami. Były na zapleczu domu. Teraz to tak wszystko inaczej wygląda, bo teren jest zabudowany. Za parkanem Państwa Sieńskich były dwa groby niemieckie. One później zostały zabrane. Rok czy dwa lata później”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Nie było zabudowań za naszym parkanem tylko wolna przestrzeń i dom państwa Wilczków. Miałem tam kolegę Leszka Wilczka. Pobiegłem tam. Leżał zabity jego brat starszy Edward. Rozpacz tych rodziców była taka… coś okropnego. Leżał przykryty prześcieradłem. Miał chłopak 17 lat. Do liceum chodził. Pan Wilczek już nigdy nie doszedł do siebie”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Po tej strzelaninie było dużo rannych. Oni byli znoszeni do szkoły podstawowej. Tam był prowizoryczny szpital. Potem szkołę oczywiście zajęli Niemcy. Rok szkolny się rozpoczął ze znacznym opóźnieniem. Wtedy już byłem w czwartej klasie. Gdzieś tak mniej więcej w kwietniu, może w maju nakazano przynieść książki do geografii, historii i położyć na pulpitach. Te książki zlikwidowali. Nie było historii. Nie było geografii”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Nowy nauczyciel to był mój późniejszy wychowawca, Marian Zarzycki. Przedmioty: religia była, język polski, ale to bez literatury. Matematyka. Przyroda, to już w późniejszych klasach. Roboty ręczne. Początkowo to był język niemiecki, bo ja byłem w czwartej klasie, ale już w następnej klasie zlikwidowali”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Za okupacji wychodziło takie pismo „Ster” wydawane przez władze okupacyjne. Format A4. Tam były opowiadania gloryfikujące Niemcy. Wychowywało się naród robotów, żeby umiał czytać i pisać. Nic więcej”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Miejsce mojego urodzenia to pogranicze Sulejówka i Cechówki. Sulejówek był wtedy wioską, a Cechówka dopiero powstawała”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Rodzina moja, w zasadzie dziadkowie, pradziadkowie wywodziła się z okolic Mokrego Ługu. Pradziadkowie najpierw zamieszkiwali w Dębem Małym nad rzeką Długą. Później, jak tereny przyległe od Rembertowa aż po Okuniew zostały włączone do poligonu wojskowego, wioski także zostały włączone i zniknęły z powierzchni. Mieszkańcy przenieśli się wtedy do Mokrego Ługu, który jest dzisiaj dzielnicą Rembertowa”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Tam w okolicach Kawęczyna była cegielnia. Przodkowie byli strycharzami, czyli robotnikami produkującymi cegłę. W miarę wyczerpywania się zasobów gliny ci nazwijmy to producenci przemieszczali się – od Kawęczyna aż do Sulejówka, bo tu były duże pokłady gliny w miarę płytko”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Jak się wyczerpywały zapasy gliny, to powstawały olbrzymie doły i stawy. Były naprawdę głębokie. Miały różne nazwy np. Kozacki, bo żeby tam nie utonąć trzeba było być Kozakiem. Co roku się zdarzało, że ktoś się tam topił. Tych stawów było bodajże pięć: Kozacki, Babski i później Łabędowicza, Morskie Oko i takie tam”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Kiedy w 1930 r. ojciec pobudował domek na ulicy Cieplaka numer 5, było kilka domów. Trzy, cztery i wysokopienny las, który ciągnął się od naszego podwórka do dzisiejszej ulicy Szekspira. Później była polana”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„U sąsiada to był drewniak, a po drugiej stronie sąsiad miał tynki obite trzciną. Nasz dom był murowany, ponieważ ojciec pracował na cegielni”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Dużo było willi w Miłośnie na styl otwocki budowanych. To były domy drewniane z taką przybudówką i czymś w rodzaju takiego strychu czy pięterka. Do dzisiaj to bodajże na ulicy Świętochowskiego róg Przybyszewskiego jest jeszcze taki typowy domek. Niemniej jednak powstawały takie wille jak u tego sąsiada Dusieńka. Ale to był 1936 r”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Dopiero przed samą wojną II wojną światową utworzono gminę w Sulejówku. Cechówka oraz okoliczne wsie należały do tej gminy”.
Leszek Andrzej Rudnicki
„Tam były tam budynki stacyjne. Obok torów pobudowany został staw. Kiedy pociągi były parowe, tam umieszczono wodokaczkę i napełniano parowozy wodą. 24 czerwca społeczeństwo gromadziło się nad tym stawem i puszczało wianki na jakieś deseczce. Każda rodzina miała zaszczyt taki wianeczek puścić tam. Harcerze palili ogniska i śpiewali piosenki”.
Leszek Andrzej Rudnicki