Przejdź do treści

stacja kolejowa

„Przechodziły [tam] tory kolejowe. Nie było elektrycznych. Były tylko parowozy. Nieraz się zatrzymywał pociąg towarowy. Kiedyś zatrzymał się przed przejazdem [z] transportem powracających z Rosji Niemców. To były lata 50. [XX w.]. Przyszedł do mojej matki Niemiec. Bez zębów. Szkorbut. [Jak] zobaczył w kuchni, że matka gotowała cebulę, [to] tę cebulę tak tymi dziąsłami… I pamiętam, jak dzisiaj, [że jak] matka poczęstowała go zupą pomidorową, to pierwszy raz zobaczyłem, jak człowiek rzuca się na [jedzenie]”.

Krzysztof Kolanek

„Wpadł na taki pomysł, że kwiaciarnia potrzebuje mieś zaplecze, żeby były świeże kwiaty. Musi mieć kontakt z innymi ogrodnikami, którzy mają szklarnie, aby można było ją zaopatrywać. (…) Pomyślał, że pojedzie poza Warszawę, aby można było takie gospodarstwo stworzyć. (…) Któregoś dnia wyjechał w kierunku wschodnim pociągiem relacja Berlin-Moskwa. Jadąc kilkanaście kilometrów od Warszawy zatrzymał się w miejscowości Sulejówek. Mała stacyjka. Bardzo niski peronik, taki półmetrowy. Jak wysiadł [to] popatrzył, że blisko stacji jest jakiś taki duży teren, niezadrzewiony. Żyto rosło jedynie. Stał drewniany mały domek. Pomyślał, że jak znajdzie właściciela to może kupi ten tern. I tak też się stało. Półtora akra ziemi zakupił na podstawie aktu notarialnego”.

Marek Giedwidź

„W Sulejówku. Zapisano mnie do tej szkoły, która była po drugiej stronie torów, gdzieś w okolicach przystanku Sulejówek. No i kiedyś wracałem z tej szkoły do domu o mały włos nie wpadłem pod pociąg, bo jako dziecko po prostu zapomniałem popatrzeć w lewo, a pociąg się zbliżał od strony Miłosnej. Ja jak to dziecko, powiedziałem w domu. Jak mama się dowiedziała, że ja prawie pod pociągiem skończyłem życie, to już do tej szkoły więcej nie poszedłem. Natomiast w czasie okupacji byłem zaprowadzany przez Cesię, czyli naszą służącą na tajne komplety gdzieś do prywatnego mieszkania w Warszawie”.

Andrzej Kotwicz-Gilewski

„Jak byliśmy jeszcze u cioci Haliny, Cesia stwierdziła: proszę panią, jedziemy zobaczyć co w Sulejówku. I zamiast one same pojechać, mama z Cesią, to jeszcze mnie wzięły na dodatek. Niesamowita ta jazda była do tej Warszawy. Przecież to były wszystkie koleje poniszczone i mosty. Cudem niektóre linie kolejowe były czynne. A proszę sobie wyobrazić, że jeszcze Rosjanie przekuwali nasze tory na swoje, na szersze, i były trasy tylko rosyjskie i polskie. (…) Jakimś cudem dojechaliśmy do Skierniewic i koniec, nie ma jazdy. W końcu jakiś pociąg przyjechał, z jakimiś wagonami z powybijanymi szybami, takie wagony boczniaki tak zwane. Był tłok potworny i wchodziliśmy przez okno. Mama złapała za szybę i przerżnęła sobie całą rękę, a ja wtedy stopę. Dojechaliśmy cudem, bo pociąg się wlókł 5 na godzinę do stacji przed Dworcem Zachodnim. Dalej już wszystko zburzone i pociąg nie mógł jechać. Stamtąd zaczęliśmy iść na piechotę przez te gruzy. Wszystkie mosty [były] powysadzane w powietrze. Jeden most pontonowy i tysiąc osób czekało po jednej stronie Wisły i tysiąc, czy dwa tysiące po drugiej stronie. (…) Przeszliśmy na Pragę, na stację Wschodnią. Rozwalona. Dopiero między Wschodnią a Rembertowem na tych rozrządach stały jakieś lory. I na tych lorach dojechaliśmy tu do Sulejówka czy gdzieś, w te okolice”.

Andrzej Kotwicz-Gilewski

Fotomontaż wykonano podczas letnich warsztatów Dokumentowanie codzienności dofinansowanych ze środków Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu "Patriotyzm Jutra 2021".

Bohdan w wieku niecałych dwóch lat, stojący pod starą stacją; zabudowane i oszklone podcienie, fot. Romuald Makarewicz, 1929

Ewa Gauld